Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Muzyka

Nowojorczycy

Emanuel Ax gra Brahmsa - okładka płyty Emanuel Ax gra Brahmsa - okładka płyty
Miłe spotkanie po latach: Emanuel Ax, którego pamiętamy z Konkursu Chopinowskiego.

To był 14445 koncert Filharmoników Nowojorskich. Każdy koncert numerują - każdy jest częścią ich historii. Mało która orkiestra na świecie (a już na pewno w Stanach Zjednoczonych - Nowojorczycy są tu najstarsi) może się doliczyć aż tylu! Warszawska filharmonia, choć też ma piękną tradycję, jest od nowojorskiej młodsza aż o 58 lat. Kiedy się pomyśli, że przed poprzednikami muzyków, których właśnie słuchaliśmy, stawali - żeby wymienić samych kompozytorów (bo co do wielkich dyrygentów, to oczywiste) - Piotr Czajkowski, Antonin Dvořák, Gustav Mahler, Richard Strauss, Igor Strawiński, to ciarki przechodzą.

Ale orkiestra się zmienia. Hanna Lachert, jedyna Polka w jej składzie, która gra w niej już od 35 lat, opowiada, że kiedy przychodziła do zespołu, było tu zaledwie kilkanaście kobiet. Teraz jest ich chyba większość. Coraz więcej też gra tu muzyków pochodzenia dalekowschodniego - to też rosnąca światowa tendencja.

Czy to ma wpływ na grę? Trudno powiedzieć. Jest oczywiście coś takiego jak tradycja, przekazywana z pokolenia na pokolenia, ale na czym ona polega? Na pewno na specyficznym, bardzo jasnym brzmieniu (obecny szef, Lorin Maazel, nazywa je przejrzystym). No i na tym, co dla każdej orkiestry na poziomie jest elementarzem: na perfekcjonizmie, bezbłędnym przygotowaniu nie tylko do występu, ale nawet do prób. Ciągłość musi istnieć, kolejni nowi członkowie są dobierani z wielką starannością. Komisja kwalifikacyjna (pani Hanna wchodzi w jej skład) przesłuchuje ich za zasłoną, nie wiedząc, kto gra. Wszystko musi się odbyć uczciwie.

A jak wybiera się szefa artystycznego w Filharmonii Nowojorskiej? Kiedyś czynił to zarząd i ogłaszał zespołowi. Dziś głos ma cała orkiestra. To sami muzycy wybrali swego czasu Kurta Masura (trochę może na fali historii, która go wyniosła dzięki pięknej karcie z końca lat osiemdziesiątych); to oni też po jego odejściu zażyczyli sobie Lorina Maazela.

Reklama