Muzyka

Czas stanął dla Feliciano

Latynoskie smaki muzyki pop - uczta dla (d)ucha.

Tylko najstarsi górale pamiętają, że José Feliciano blisko czterdzieści lat temu wylansował swoją wersję „Light My Fire” – przeboju grupy The Doors. Nieco młodsi górale być może przypominają sobie występy José w Polsce, ale wszystko to lekko zasnute mgiełką historii.

Dla wielu ten niewidomy gitarzysta i wokalista amerykański jest postacią całkowicie nieznaną, dla innych zapomnianą. Trudno zresztą się dziwić. Nawet najwierniejsi fani artysty przestali liczyć na jego nową płytę. Aż tu nagle, dziesięć lat po wydaniu ostatniego studyjnego krążka, Feliciano proponuje siedemnaście nowiutkich własnych utworów, zebranych pod tytułem „The Soundtrax of My Life”.

Nie ukrywam, iż w pierwszej chwili pomyślałem, że to rozpaczliwy rzut na taśmę nieliczącego się już od lat wykonawcy. Ale, ku mojemu przyjemnemu zaskoczeniu, artysta okazuje się być w naprawdę dobrej formie. Tym dziwniejsze, że Feliciano gra nie tylko na gitarze, z którą zawsze sobie doskonale radził, ale też na syntezatorach, basie i harmonijce, a do tego sam sobie śpiewa chórki.

Mogą Państwo wierzyć lub nie, ale brzmi to wszystko bardzo dobrze, a miłośnicy zabarwionej latynoskimi smakami muzyki pop znajdą tu wiele miłych dla ucha brzmień.
 

José Feliciano, The Soundtrax of My Life, Hip-O 2007 

  
 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną