Kiedy w zeszłym roku ukazała się płyta „The Gulag Orkestar” amerykańskiego zespołu Beirut, wydawało się, że mamy do czynienia z kolejną próbą zainteresowania zachodnich fanów klimatami bałkańskimi, a Beirut dalej będzie szedł w tym samym kierunku. Tymczasem nowy album grupy Zacha Condona „The Flying Club Cup” z Bałkanami nie ma już nic wspólnego i przenosi nas w zupełnie inne rejony, czyli do Francji.
W wyobraźni słuchacza pojawia się sceneria dawnych kabaretów, w tle pobrzmiewa akordeon, a miejsce słowiańsko-cygańskiego żywiołu zajmuje katarynkowy rytm walczyka i nastrój lirycznej melancholii. Na szczęście nie jest to zwykłe odwzorowanie smętnych chansons, a bardziej „wariacje na temat”, niepozbawione zresztą dynamiki, a przy okazji też subtelnego dystansu do pierwotnej formy.
„The Flying Club Cup” odkrywa, o co naprawdę chodzi Condonowi: młody amerykański muzyk uprawia mianowicie rodzaj muzycznej turystyki, bardzo skądinąd atrakcyjnej, i należy oczekiwać, że w niedalekiej przyszłości znów zabierze nas w jakąś podróż, może nawet poza Europę.
Beirut, The Flying Club Cup, 4AD