Muzyka

Nieśmiały hołd

Recenzja płyty: VA, "Johnny Cash Remixed"

Remikserzy bożej łaski maltretują Johnny'ego

Remiks, a już szczególnie cała płyta z remiksami jednego artysty, to zazwyczaj rodzaj hołdu, próba zmierzenia się z ulubieńcem, rewitalizacja jego dorobku w innym kontekście brzmieniowym. Czasem mamy do czynienia z obrazoburczą dekonstrukcją, parodią, a nawet krytyką. Chodzi oczywiście o uczciwe, że się tak wyrażę, merytoryczne remiksy. Miłym ukłonem jest także potraktowanie oryginału jako luźnej inspiracji, służącej rozwinięciu własnych skrzydeł, czego efektem jest kawałek dobrej muzyki. Owo rozwinięcie skrzydeł, odważne, twórcze podejście jest wręcz wyznacznikiem szacunku dla artysty.

Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z pozbawionym pomysłu, bezwartościowym muzycznie obracaniem twórczości Johnny'ego Casha na nice. Być może remikserów onieśmieliło nobliwe nazwisko. Ale to - mam wrażenie - zbyt wyrozumiała hipoteza. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się lenistwo i brak wyobraźni, objawiające się stosowaniem kilku oczywistych dla tych artystów patentów. Biorąc do ręki płytę z ugrzecznionymi klubowymi wersjami country-rockowych utworów amerykańskiego barda byłam świadoma, że należy się bać, jednak efekt przerósł „oczekiwania". Nie mam pojęcia, dlaczego powstała ta płyta. Nie mam nic przeciwko łączeniu nawet ekstremalnie odległych gatunków, byleby miało to uzasadnienie w efekcie artystycznym.

Jednak autorzy remiksów poprzestali na rozrzedzeniu wyrazistej istoty twórczości Casha. Nic o nim nie powiedzieli. Nawet chyba nie zamierzali. Niektórzy posunęli się do złożenia na chybił trafił kilku melodii i fraz z przypadkowym brzmieniem. Szczytem szczytów jest kawałek, w którym Snoop Dogg ogranicza się do powtarzania wersów za Cashem. W efekcie powstał bezstylowy, hybrydalny zlepek. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że duch Casha będzie straszył tych remikserów z bożej łaski.

Reklama