Czym jest dla ciebie nominacja do Paszportów POLITYKI?
Wielkim zaszczytem i wyróżnieniem.
Jak byś scharakteryzował to, czym się zajmujesz?
To odbicie tego, co mam w duszy, w środku, jakiejś mojej wrażliwości – przy zachowaniu tego, co mówi do mnie kompozytor.
Kim są twoi odbiorcy?
Myślę, że są zawsze bardzo życzliwi. Taką mam nadzieję. Czasem mam okazję z moimi słuchaczami porozmawiać, niektórzy są bardziej śmiali, inni zupełnie nie. Zawsze spotykam się z uśmiechem, otwartością.
Najbardziej zaskakująca reakcja?
To nie jest tak, że zawsze wiem, co ktoś mi powie. Każdy inaczej tę muzykę odczuwa. Strasznie mi głupio, gdy mnie ktoś chwali.
Kiedy zacząłeś tworzyć?
W tym, co robię, jest bardzo cienka granica między „twórstwem” i „odtwórstwem”. Czasem się tworzy. A czasem z tworzeniem to nie ma nic wspólnego. Klawiszy zacząłem dotykać palcem, kiedy miałem mniej więcej 8 lat. Fortepian był moim pierwszym instrumentem. Przez parę lat grałem na klawesynie, ale z żadnego innego instrumentu klawiszowowego nie miałem okazji i przyjemności wydobyć dźwięku.
Kto był twoim pierwszym słuchaczem?
Rodzice – jako pierwsi słyszeli moje wypociny domowe. Bardzo jestem im wdzięczny, że nigdy nie powiedzieli: dziecko, zajmij się czym innym. Muzyka stała się prawie całym moim światem. Nie umiem sobie wyobrazić bez niej życia.
Najważniejszy projekt?
Sądząc po efektach – Konkurs Chopinowski. To zresztą projekt, na którym mnóstwo się nauczyłem. Ale niejedyna rzecz, do której się przygotowywałem całe życie.