Czym jest dla ciebie nominacja do Paszportów POLITYKI?
Ogromnym wyróżnieniem, nobilitacją, ale też wyzwaniem, bo każda taka forma docenienia wiąże się z dodatkowym obciążeniem – choć to złe słowo. To odpowiedzialność za to, żeby dalej działać, tworzyć. Im więcej takich wyróżnień, tym więcej osób patrzy na to, co robię. I muszę się bardziej starać. Chociaż myślę, że i tak zawsze starałam się i będę się starać tak samo.
Jak byś scharakteryzowała to, czym się zajmujesz?
Ciężko to opisać. Do wszystkiego, co robię, mam silny stosunek emocjonalny i intelektualny. Wszystko, czym się zajmuję, musi być dla mnie ważne. W moim rozumieniu ogólnym to, co ważne, jest też szczere. Prawdziwość w tym, co robię – to się dla mnie liczy.
Kim są twoi odbiorcy?
Często z nimi rozmawiam. Po każdej wystawie, każdym wernisażu czy projekcie pojawiają się telefony, rozmawiam też z ludźmi bezpośrednio po pokazach. Mam szeroką grupę odbiorców – nie mam docelowej. Moje projekty często zresztą wychodzą poza przestrzenie galeryjne, poza mury instytucji. Takie było na przykład „Zadomowienie”, projekt w Parku Bródnowskim, który zrealizowałam, mieszkając tam przez dwa i pół tygodnia. Mieszkańcy byli główną grupą odbiorców. Przychodzili do mnie na okrągło, spędzaliśmy razem dużo czasu. Ale moimi odbiorcami są też oczywiście ci, którzy mają większy kontakt ze sztuką, czytają, interesują się tym. Chodzi o pewien rodzaj wrażliwości.
Z jaką najbardziej zaskakującą reakcją na to, co robisz, spotkałaś się do tej pory?
Na każdym kroku pojawiają się jakieś nowe sytuacje. Kiedyś namalowałam obraz, który nazwałam „obrazem 3D” – to był pokój zbudowany z blejtramu, zawieszony 3 cm nad ziemią.