Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Paszporty POLITYKI

Justyna Wasilewska: Trochę jestem aktorką, trochę nie

Wszystko przychodzi u mnie później – może na szczęście?

Czym jest dla ciebie nominacja do Paszportów POLITYKI?
Wielkim zaskoczeniem.

.AŻ/Polityka.

Jak byś scharakteryzowała to, czym się zajmujesz?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie z kaskiem na głowie… Robię to, co robię, bo nie można się jeszcze zapisywać na pasażerskie loty w kosmos. Więc wciąż jestem aktorką. Mówiąc poważnie – to, co robię, zawsze jest jakąś formą poszukiwania, badaniem coraz to nowych przestrzeni. Najwspanialsze w tej pracy jest to, że można wskakiwać w ciągle inne tematy, inne układy ludzkie, poznawać ludzi, dzielić się czymś z nimi. Dlaczego to robię? Przez jakąś wielką ciekawość – siebie i świata.

Kto przychodzi na twoje spektakle?
Są zapewne ludzie, którzy mnie cenią, ale nie mam z nimi na co dzień kontaktu. Może jednak ich nie ma?

Z jaką najbardziej zaskakującą reakcją na to, co robisz, spotkałaś się do tej pory?
Słynna „hańba!” w krakowskim Teatrze Starym, kiedy to grupa ludzi ze słowami nienawiści na ustach próbowała dosyć absurdalnie przerwać spektakl „Do Damaszku” Jana Klaty. To jedna z najdziwniejszych sytuacji, z jakimi spotkałam się w teatrze do tej pory.

Dlaczego tak absurdalne rzeczy dzieją się w teatrze? Poza „hańbą” mamy całkiem świeży przykład – wrocławską „Śmierć i dziewczynę”.
One się dzieją nie tylko w teatrze. Dzieją się w Polsce i na świecie. Czas najwyraźniej sprzyja radykalizmom. Pewne ugrupowania usiłują walczyć o swój porządek i swoją rzeczywistość. Takie czasy. A że akurat w teatrze? Czy raczej pod teatrami? Pewnie ktoś ma potrzebę wyrażenia swojego sprzeciwu wobec innych rzeczy właśnie w ten sposób, a robi to, niestety, trochę wbrew sobie, strzelając do własnej bramki, używając złych argumentów, ośmieszając się.

Reklama