Język gestów i śpiewu
Dyrygentka Marzena Diakun o swojej drodze do najlepszych filharmonii
Marzena Diakun: – Czy mogłabym ja rozpocząć tę rozmowę?
Dorota Szwarcman: – Prawo dyrygentki.
Jestem już po lekturze interesujących wywiadów z tegorocznymi laureatami Paszportów i stwierdziłam, że jest między nami istotna różnica. Ich twórczość jest głęboko zakorzeniona w otaczającej nas rzeczywistości, jest próbą dialogu z problemami dzisiejszego świata. Dotyka najgłębszych doznań, na jakie narażeni jesteśmy tu i teraz. Ja muszę próbować odciąć się od tego. Do pracy nad dziełem muzycznym potrzebny mi jest spokój ducha i skupienie oraz kontakt z pięknem. To ostatnio dała mi Francja. Nawiasem mówiąc, odwrotnie niż Anna Smolar, która wychowała się w Paryżu, ale przeprowadziła do Polski, ja chciałam właśnie w Paryżu zamieszkać – i to się udało.
Dobrze się pani tam czuje?
Bardzo lubię to miasto, cenię w nim szczególnie możliwość łatwego dotarcia do piękna sztuk plastycznych. Nawiązałam dobry kontakt ze znakomitymi artystami, z którymi prowadziliśmy niekończące się rozmowy na temat oddziaływania sztuki i jej roli, a co za tym idzie naszej roli. Umożliwiło mi to wskoczenie na inny poziom dyskursu również o muzyce. Ale trzeba przyznać, że nie od razu dopuszczono mnie do tych środowisk – we Francji trzeba się wykazać, by zostać zaakceptowanym.
Pani się wykazała: przez dwa sezony była pani asystentką Orchestre Philharmonique de Radio France. Na tym stanowisku odniosła pani znaczące sukcesy.
Ale z orkiestrą też z początku nie było tak prosto. Pomimo licznych wspólnych koncertów, które odbyły się już w pierwszych kilku tygodniach mojego kontraktu, nasze relacje były czysto zawodowe, z profesjonalnym dystansem i wzajemnym szacunkiem. Dopiero po wielu wykonaniach, rozmowach pokoncertowych oraz wspólnej trasie muzycy zaakceptowali mnie w pełni i mogłam czerpać z ich wiedzy i doświadczeń.