Smutny jubileusz
Recenzja spektaklu: "Aaa zatrudnimy clowna", reż. Marcin Hycnar
Teatr Montownia świętuje 15-lecie. W 1996 r. czterech absolwentów warszawskiej Akademii Teatralnej zamiast czekać na angaż w którymś ze stołecznych teatrów, postanowiło założyć własny. Zaczęli świetnie, „Szelmostwami Skapena” Moliera, wtedy też narodził się oryginalny styl Montowni: „chłopacka” energia i szarm, komizm balansujący na cienkiej granicy studenckich wygłupów, z puszczaniem oka do – też najczęściej młodego – widza, a gdzieś w głębi tragizm, groteska, z czasem już bardziej męska niż chłopięca nostalgia, a nawet sentymentalizm. To w najlepszych spektaklach – „Ślebodzie”, „Wspólnym pokoju”, „Utworze sentymentalnym na czterech aktorów”, a nawet w napisanym specjalnie dla nich przez Andrzeja Saramonowicza „Testosteronie”. W tych słabszych – których też się trochę nazbierało – górę brały wygłupy, a minimalizm inscenizacyjny wyradzał się w amatorszczyznę.
Najnowsza, jubileuszowa premiera należy niestety do tej drugiej grupy produkcji Montowni. Słaby tekst Visnieca o spotkaniu po latach czterech smutnych clownów-nieudaczników nie zyskał, wbrew zapowiedziom, drugiego dna w postaci autoironicznych odwołań do historii czwórki kumpli z Montowni. Chyba że za takie uznać pytanie, o to, czy się jeszcze lubią oraz powtarzane w nieskończoność: „Nie no, stary, kurwa, ja pierdolę”. Mam nadzieję, że Rafał Rutkowski, Marcin Perchuć, Maciej Wierzbicki i Adam Krawczuk mają (o) sobie więcej do powiedzenia, co udowodnią w kolejnych spektaklach.
Aaa zatrudnimy clowna, według Matei Visnieca, reż. Marcin Hycnar, Teatr Montownia w Och-Teatrze w Warszawie