„Bracia i siostry” to kolejny po niedawnej „Burzy” spektakl Kleczewskiej, z pierwszego zawodu psycholożki, w którym dowodzi, że tylko bolesny proces zmierzenia się ze sobą, prawdziwego poznania siebie, bez chowania się za schematami działań i języka, może otworzyć drogę do zmiany na lepsze. Człowieka i świata.
Zgromadzeni w schronie bohaterowie – m.in. staruszka na łożu śmierci, dziewczyna na wózku inwalidzkim (Marta Nieradkiewicz, najlepsza rola w spektaklu), chłopak o aspiracjach chrystusowych (Dawid Ogrodnik), matka, której umarło dziecko, domorosły prorok w przebraniu Indianina, dresiarz – odgrywają sceny z „Trzech sióstr” Czechowa i „Braci Karamazow” Dostojewskiego, ale też z klasycznego spektaklu Piny Bausch „Cafe Müller” czy niedawnej produkcji Romeo Castellucciego, by stopniowo szukać własnego głosu (i ruchu) obok nich czy poza nimi.
Z długiego, żmudnego, wycieńczającego zarówno dla aktorów, jak i widzów procesu katowania się nawzajem, tulenia i odrzucania, rozbierania i ubierania, noszenia, upuszczania i ślizgania po mokrej podłodze rodzi się nowy człowiek. Nagi Adam krzyczy do nagiej Ewy: „Mów sercem! Tu masz serce!”. Spada oczyszczający deszcz, a zza pleców widzów aktorzy skandują: „Co dalej?”. No właśnie.
Bracia i siostry, scen. Łukasz Chotkowski i Maja Kleczewska, reż. Maja Kleczewska, Teatr im. Kochanowskiego w Opolu