Polskość z fejsbuka
Recenzja spektaklu: "Poczet Królów Polskich", reż. Krzysztof Garbaczewski
Akcja poznańskiej „Balladyny” sprzed dwóch miesięcy została umieszczona w znajdującym się nad jeziorem Gopło laboratorium genetycznego tuningowania pyrów oraz polskości. Krakowski „Poczet Królów Polskich” to zaś rozgrywający się w krypcie wawelskiej, w dusznej atmosferze przesiąkniętej „mgłą znad Gopła” danse macabre masek polskich. Większość spektaklu oglądamy w formie filmu z kamer umieszczonych za ekranem, a tam grupa spiskowców, przybierających pseudonimy od leżących w trumnach królów, wyrusza na akcję ratowania polskiego dziedzictwa kulturowego – wawelskich arrasów, ukrytych w czasie wojny przez rezydującego na Wawelu Hansa Franka...
Niczym w „Wyzwoleniu” Wyspiańskiego królewskie maski ożywają i infekują dusze rodaków. Henryk Walezy namawia do piękna i hedonizmu, Stanisław August obiecuje konstytucję uchwaloną w długi weekend i „kraj bez granic”, Zygmunt III Waza kusi przeniesieniem stolicy do Warszawy i urządzeniem tam powstania, Jan Olbracht umiera na syfilis, zarażając nim cały naród, Mieszko ze łzami w oczach powtarza po niemiecku modlitwę za Maryją Królową Polski/żoną Franka, Jagiełło chrześcijaństwu przeciwstawia pogaństwo, a Hans Frank próbuje Piastów wynarodowić. Obraz polskości nie powala oryginalnością. Większe wrażenie robi bijące w tle olbrzymie, naturalistycznie oddane serce.
Jak wiele spektakli Garbaczewskiego, także „PKP” uwodzi rozmachem inscenizacji, siłą wyobraźni reżysera, sugestywnością nakładających się obrazów z kilku kamer. Jednak bardziej niż poprzednie produkcje sprawia wrażenie scenicznego odpowiednika fejsbukowego postu z dość oczywistymi komentarzami-skojarzeniami: portrety Matejki, Wawel Wyspiańskiego, pogaństwo i chrześcijaństwo z „Niesamowitej Słowiańszczyzny” Marii Janion, „Łaskawe” Littella. Dużo słów, mało sensów.
Poczet Królów Polskich, reż. Krzysztof Garbaczewski, Stary Teatr w Krakowie