Moda na estetykę lat 60., fascynacja filmem i analiza siły buntu młodego pokolenia – nowa premiera Teatru Dramatycznego, „Absolwent” według klasyka kina w reż. Mike’a Nicholsa z Dustinem Hoffmanem w tytułowej roli, zbiera motywy, które polski teatr przerabia od kilku lat. I tworzy z nich niestrawną bułę. Spektakl Jakuba Krofty to dowód na to, że przeniesienie estetyki filmowej na teatralne deski w skali 1:1 to przepis na katastrofę. Film operuje zbliżeniami, gra intymnością – pudło teatralnej sceny z kameralnych emocji robi ich karykaturę, jest niczym szept przez tubę, bohaterowie stają się wulgarni, histeryczni i sztuczni. Realizm hotelowej recepcji czy studenckiego pokoju w bliskim życiu filmie jest na miejscu, w teatrze, z jego sceną, rampą, konwencją – razi dosłownością i – znowu – sztucznością. Ze spektaklu Krofty oprócz histerycznego, złego aktorstwa zapadają w pamięć liczne i długie momenty wyciemnienia, podczas których zespół techniczny mozolnie wtacza i wytacza hotelową recepcję na zmianę z łóżkami z: pokoju Beniamina (Krzysztof Brzazgoń) w wypasionej rezydencji jego rodziców, pokoju hotelowego, gdzie uprawiał seks z panią Robinson, i pokoiku na stancji.
Co poza tym? Elegancka pani Robinson Agnieszki Warchulskiej: pijana, naga, znudzona, smutna i nawołująca młodych do buntu, na który jej swego czasu nie było stać. Ze średnim skutkiem, bo Dramatyczny Tadeusza Słobodzianka konsekwentnie portretuje młode pokolenie jako niezbyt rozgarnięte, wygodne, roszczeniowe i narcystyczne. Może i nie bez racji – konstruktywna krytyka każdemu się przyda – ale zdecydowanie bez gracji.
Terry Johnson, Absolwent, reż. Jakub Krofta, Teatr Dramatyczny w Warszawie