Teatr

Romeo i Julia trzydzieści lat później

Współcześni młodzi ludzie są cool – chłodni i wyluzowani. Żyją i kochają w chilloutowym, piknikowym rytmie.

Znajomości nawiązuje się na imprezach przy winie, trawce i transowych tańcach, rozwija też jakby od niechcenia, niezobowiązująco. Tak przynajmniej wynika z wyreżyserowanej w warszawskich Rozmaitościach przez Redbada Klynstrę wersji „Romea i Julii”.

Rozgrywana na wielkiej łące sztuka nosi tytuł „Benvolio i Rozalina”, ponieważ historię zakazanej miłości oglądamy oczami tej właśnie, ledwie przez Szekspira zarysowanej pary bohaterów. (Benvolio to ten z paczki Romea, który – jako jedyny – przeżył, Rozalina zaś to pierwsza miłość Romea). Po trzydziestu latach od tragicznych wydarzeń wciąż nie mogą zrozumieć, co doprowadziło do tragedii, której byli biernymi obserwatorami.

Mimo licznych błędów dramaturgicznych (kompletnie nieprzekonywająca jest np. w świetle tej interpretacji scena śmierci kochanków) przedstawienie ogląda się z dużą przyjemnością. Wiarygodni są młodzi aktorzy, którzy tym spektaklem najwyraźniej opowiadają o swoim świecie. Spora w tym zasługa uwspółcześnionego przekładu autorstwa młodego dramaturga Szymona Wróblewskiego. Klynstrze udało się więc to, co rok temu ze znacznie słabszym efektem próbowali zrobić twórcy reżyserowanego przez Janusza Józefowicza musicalu „Romeo i Julia” – sztuka o młodych przez młodych i dla młodych.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną