Czy jednak dla tej konstatacji (i panującej ostatnio mody na odkopywanie przodków) warto sięgać po ramotę pradziadka Fredry? Bo wyreżyserowana przez Piotra Cieplaka sztuka mimo zabiegów reanimacyjnych pozostaje martwa. Jeśli o tej „Zemście” w ogóle warto wspominać, to właśnie ze względu na scenę finałową.
Reżyser nie wziął deklaracji zgody między Cześnikiem i Rejentem na poważnie. Już reklamujący spektakl plakat przedstawia dłoń o palcach porosłych kolcami jak kaktus, na scenie zaś tekst o zgodzie recytuje w manierze katarynkowej grupa aktorów ustawiona jak do pamiątkowej fotografii.
Cieplak nie byłby jednak sobą, gdyby nie dał nam choć cienia nadziei. Tu jest ona pokładana w widzach, w stronę których Papkin wysyła zawieszony na lince samolocik z papieru – gołąbek pokoju XXI w. Wszystko w naszych rękach.