Teatr

Płonąca biblioteka

Kluczem do pracy Pawła Miśkiewicza w Starym Teatrze w Krakowie jest nie tyle powieść „Auto-da-fé” Eliasa Canettiego, która dała tytuł spektaklowi, ile tego samego autora esej „Masa i władza” włożony w usta bohatera – profesora Kiena.

Bez jego wykładu czterogodzinne przedstawienie byłoby tylko ilustracją znanej anegdoty, jak to niepraktycznego naukowca zjadło życie: przyziemna gosposia, która została jego żoną, spryciarz, który umiał wkraść się w łaski...

Miśkiewicz tę anegdotę pięknie opowiada, dając okazję do stworzenia znakomitych ról. Wierzymy Janowi Peszkowi, gdy wszelkie grube gesty otoczenia skierowane przeciw książkom traktuje jak ranę zadaną sobie w sposób jak najbardziej fizyczny – i gdy po życiu porusza się nieudolnie jak kaleka. Ale wierzymy też Iwonie Bielskiej, która o swojego mądralę walczy sposobami, jakie w jej prostym umyśle są najzupełniej uczciwe, i Piotrowi Skibie – szemranemu garbusowi marzącemu o sławie szachisty wszech czasów, i Krzysztofowi Globiszowi – gruboskórnemu łapsowi z portierni.

Niby wszystkie motywacje – i subtelne, i prostackie – na równi dadzą się usprawiedliwić, a jednak w przedstawieniu racja jest po stronie Kiena, niepraktycznego, pociesznego intelektualisty, a jego płonąca biblioteka, samounicestwiająca się mądrość, jest wielkim oskarżeniem naszych czasów.

Wydaje się, że widownia dobrze dziś odczytuje to niebezpieczeństwo. 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną