Teatr

Corrida z motocyklem

Przeniesienie akcji „Carmen” Bizeta do latynoskiego kraju pod rządami junty mogło być niezłym pomysłem. Niestety, Robert Skolmowski, autor inscenizacji nowej superprodukcji Opery Wrocławskiej w Hali Ludowej, ostro przedobrzył, mnożąc wątki ponad miarę.

W efekcie niewiele da się zrozumieć: kim są osobnicy w czarnych płaszczach i kapeluszach, przypominający to ortodoksyjnych żydów, to (po zdjęciu kapeluszy) postacie z „Matriksa”; czemu pracownice fabryki cygar, wśród których jest Carmen, przywożone są ciężarówką jak żywy towar, co kto dla kogo przemyca i dlaczego, wreszcie, co robi w finale, równolegle z duetem Joségo i Carmen, pokazywany na telebimie film, w którym toreador Escamillo zabija dyktatora?

W tej sytuacji największą atrakcją staje się corrida z udziałem autentycznego hiszpańskiego toreadora (piękne ruchy!) oraz czterech motocykli z byczymi łbami. Podziwiać też należy solistów oraz poziom muzyczny spektaklu prowadzonego przez Ewę Michnik, tym bardziej że była to prawdziwa operacja logistyczna.

No i szacunek dla specjalistów z Politechniki Wrocławskiej, którzy zrobili wszystko, by jeżdżące po hali ciężarówki nie emitowały spalin. Powinni swoją robotę opatentować.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną