Pretensjonalne, fałszywe, raniące oczy koszmarną scenografią i uszy okropną muzyką przedstawienie.
Sztuka Harwooda tchnie nieszczerością i kabotyństwem, co częste, gdy aktorzy mitologizują własny zawód, ale jeszcze silniejszy jest bijący od niej zapach naftaliny. Zestarzały się niemiłosiernie: forma i psychologia, papierem szeleszczą dialogi, jakie toczą ze sobą gwiazda prowincjonalnego teatru Sir i jego tytułowy garderobiany Norman. Po co to dzisiaj wystawiać? Wyłącznie dla celów marketingowych: teatr ma gwiazdy, a widzowie z jakiegoś powodu lubią, gdy opowiadają im one ze sceny, jak niesamowicie ciężkim losem jest aktorstwo. I pewnie będą zachwyceni, że robią to najjaśniejsze gwiazdy Teatru Narodowego, z sukcesami w kinie i telewizji.
Ronald Harwood, Garderobiany, reż. Adam Sajnuk, Teatr Narodowy w Warszawie
Polityka
2.2017
(3093) z dnia 10.01.2017;
Afisz. Premiery;
s. 67
Oryginalny tytuł tekstu: "Gwiazdorzy"