Złoty bębenek
Recenzja spektaklu: „Blaszany bębenek”, reż. Wojciech Kościelniak
Opowieść o Oskarze, który w proteście przeciw otaczającemu światu przestaje rosnąć, mając trzy lata, ma w sobie wprawdzie ogromny potencjał, ale też bardzo łatwo zbanalizować ją i spłycić. Wyzwania stworzenia scenariusza, tekstów piosenek i reżyserii podjął się Wojciech Kościelniak i z walki z trudną materią wyszedł zwycięsko. Głównie dzięki temu, że do maksimum wykorzystał (co nie zawsze mu się udaje) swoje największe umiejętności: bezbłędnego łączenia liryki i humoru, budowania mocnych metaforycznych i symbolicznych scen, a przede wszystkim opowiadania o prawdach uniwersalnych i o ludzkiej, raz wielkiej, raz podłej, kondycji. W tym spektaklu wszystko „trybi”, ogromny (blisko 60 osób) zespół wykonawców daje z siebie wszystko, ale trzy elementy tej scenicznej machiny napędzają ją i zasługują na szczególną pochwałę. Genialna interpretacja głównej postaci Oskara (ja w tej roli pół człowieka, pół lalki widziałem Katarzynę Pietruską), budująca groteskowo-dramatyczną konwencję choreografia Eweliny Porczyk-Adamskiej oraz muzyka Mariusza Obijalskiego z wyczuciem imitująca wszelkie możliwe konwencje lat 30. i 40. XX w.
Blaszany bębenek, na podst. powieści Güntera Grassa, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny Capitol, Wrocław