Tak jak w czasach eksplozji punka. Poza siedzącymi z tyłu trzema perkusistami w niemych rolach twórców ramy tego motorycznie rozwijającego się spektaklu, nikt z obsady (na zdjęciu Marta Zięba) wirtuozem nie jest. Ale kiedy elementy rozpisanej na ten duży skład „Centrali” Brygady Kryzys złożą się już w całość, można w tę transformację w muzyczny kolektyw uwierzyć. Kolejne piosenki z repertuaru Roberta Brylewskiego przearanżowano wedle podobnej metody, za której wdrożenie warto pochwalić Bartka Tycińskiego (znanego m.in. z Mitch&Mitch) i Bartka Rączkowskiego (Komuna Warszawa). Zmarły w ubiegłym roku w tragicznych okolicznościach Brylewski – kluczowa postać polskiego punka i nowej fali – jest tu celebrowany (wraca hasło „świątyni”), a śmierć staje się punktem wyjścia dla dialogów podstarzałego punkowca z młodym. Kierunek tej rozmowy nie jest trudny do przewidzenia: co byśmy sobie dojrzałemu chcieli powiedzieć jako młodzi ludzie, czy jesteśmy w stanie po latach rozpoznać samego siebie? Tu postać Brylewskiego wydaje się tylko pretekstem, bo nie jest to ani spektakl o jego legendarnym studiu nagraniowym Złota Skała, ani wypisy z filozofii zmarłej gwiazdy. Jeśli mamy zajrzeć za „błyski świateł, strzępki fabuły i miotających się po scenie aktorów” (skądinąd niezła choreografia), jak proponują aktorzy, zobaczymy raczej próbę głośnego wykrzyczenia samej energii życia – krótkiego, głośnego i intensywnego jak punkowy koncert.
Złota Skała, reż. Grzegorz Laszuk, Teatr Studio w Warszawie