Teatr

Fredro na trawie

fot. Tadeusz Późniak fot. Tadeusz Późniak
Bliżej klimatem do nostalgicznych sztuk Czechowa niż komedii.

Piątej w dziejach Teatru Narodowego inscenizacji „Ślubów panieńskich” bliżej klimatem do pełnych nostalgii sztuk Czechowa, a momentami nawet dramatów Ibsena, niż komedii z krwi i kości, jakie przecież pisał Aleksander Fredro.

Pomysł reżysera i odtwórcy roli Radosta Jana Englerta polegał na tym, żeby miłosne perypetie dwóch par młodych ludzi opowiedzieć z perspektywy swojego bohatera, starszego już pana, mającego świadomość zarówno upływu czasu, jak i bezpowrotnie straconej szansy na życiową miłość. Na miłosną ciuciubabkę młodych patrzy więc ciepło, z wyrozumiałością, ale i z pewnym żalem. W Guciu (świetny, nakręcony jak sprężyna Marcin Hycnar) odnajduje siebie sprzed lat – zresztą sceny między nimi należą do najlepszych w przedstawieniu – a w jego związku z Anielą (Patrycja Soliman) szansę na odzyskanie tego, co przed laty utracili on sam i pani Dobrójska (Gabriela Kownacka). Para młodych jest tu lustrzanym odbiciem starszych bohaterów: on pełen energii, wie co to wielkomiejskie rozrywki, ona – wycofana, spokojna, na granicy autyzmu. Trzymająca się pod boki, zamaszysta Klara Kamilli Baar i wzdychający Albin Grzegorza Małeckiego są tu tylko dodatkiem.

Akcja przedstawienia rozgrywanego na trawiastym placyku, na który aktorzy i publiczność dostają się przechodząc przez XIX-wieczny salon pani Dobrójskiej, toczy się powoli, niemal uroczyście, wiele scen jest wręcz celebrowanych. Tak jakby Radost chciał jeszcze raz, tym razem już wyposażony w dzisiejszą wiedzę i doświadczenie, przeżyć swoją młodość, a Englert jeszcze raz rozsmakować się w każdej frazie sztuki, w której przed laty grał rolę Gucia. Ceną za to jest spektakl nieco przyciężki i nudnawy.

 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną