Michał Zadara był dotąd znany jako twórca teatralnych manifestów pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków: dziejącego się w klubowej łazience „Wesela” czy rozgrywanej w scenerii metra „Kartoteki” Różewicza. Jego najnowszy spektakl, zrealizowana w warszawskim Teatrze Małym adaptacja „Chłopców z Placu Broni” Ferenca Molnára, to również spektakl pokoleniowy, ale dla generacji pięćdziesięciolatków.
Opisany przez Węgra świat przysiąg, tajnych stowarzyszeń i traktowanych jak najpoważniej zabaw w wojsko, oglądamy oczami chłopców posiwiałych, brzuchatych i łysiejących. Z dużym sentymentem (czasem za dużym, czego przykładem śpiewana wspólnie piosenka Jacka Kaczmarskiego „Nasza klasa” czy kończący spektakl „Niech żyje bal” Maryli Rodowicz) wspominają dawne czasy, gdy wszystko wydawało się sprawą życia i śmierci, dopóki ta naprawdę nie wtargnęła w ich świat, zabierając jednego z nich.
Wątek wspomnień zdominował naczelny motyw powieści, historię dojrzewania do samoświadomości głównego bohatera Erno Nemeczka (tu granego przez Wojciecha Solarza, jedynego młodego w zespole). Zdominował tym bardziej, że do wspomnień bohaterów swoje osobiste dorzucają sami aktorzy. Emilian Kamiński, Krzysztof Wakuliński, Waldemar Kownacki, Marek Barbasiewicz, Maciej Kozłowski, Andrzej Blumenfeld i Henryk Talar rozprawiają o swoich początkach w zawodzie i o rolach zagranych na deskach Teatru Małego – teatru, który niebawem, podobnie jak Plac Broni Molnára, w całości stanie się wspomnieniem.
Budynek, w którym się mieści, został sprzedany, a mający urok oglądanych po latach fotografii z młodości spektakl Zadary jest ostatnim tu granym.