Ekscentryk w pałacu
Recenzja wystawy: "Witkacy i inni", z kolekcji Stefana Okołowicza i Ewy Franczak
Nawet w dostojnym Wersalu pojawiały się prace Koonsa i Murakamiego. Modzie tej uległ także Wilanów, choć czyni to z większą dyskrecją, pokazując prace mniej kontrastujące z nastrojem miejsca, nadto nie w samym pałacu, lecz w nieodległej Oranżerii. W ramach cyklu prezentacji mniej znanych prywatnych polskich kolekcji (brawa za pomysł!) sięgnięto tym razem po zbiory związane z Witkacym. Ich właściciele gromadzą je ze znawstwem i zaangażowaniem od kilkudziesięciu lat, mamy więc do czynienia z kolekcją prawdziwie przemyślaną i obszerną.
Obejmuje ona wszystko, co łączyło Witkacego z fotografią. A łączyło wiele. Szczególnie autoportrety były i są nadal ważnym elementem jego legendy, jako ekscentryka i eksperymentatora o aktorskim zacięciu. Ba, należą już do klasyki awangardowej fotografii! Witkacy robił także zdjęcia przyjaciołom, czyli przedwojennej artystycznej elicie, bawił się pejzażem, inscenizował najdziwniejsze sceny oraz dokumentował za pomocą aparatu własną twórczość. Nie mówiąc o tym, że sam chętnie kolekcjonował efekty prac innych mistrzów obiektywu. Wszystkie te wątki jego aktywności uwzględniono zarówno w kolekcji, jak i na wystawie, która jest świetną artystyczną kontrpropozycją dla dostojnych pałacowych zbiorów.
Witkacy i inni – z kolekcji Stefana Okołowicza i Ewy Franczak, Muzeum Pałacu w Wilanowie, czynna do 15 sierpnia