Z germańskim wdziękiem
Recenzja wystawy: "Malarstwo niemieckie od klasycyzmu do symbolizmu"
Tytuł wcale nie jest ironiczny. O ile bowiem trudno uznać naszych zachodnich sąsiadów za urodzonych rewolucjonistów sztuki, o tyle trudno nie przyznać, że w zachowawczym malarstwie dekoracyjnym osiągnęli poziom najwyższy, czego najlepszym dowodem są XIX-wieczne osiągnięcia tzw. szkoły monachijskiej. Wszak Niemcy zawsze stały silnym mieszczaństwem i jego gustom schlebiać należało. Nic więc dziwnego, że we wrocławskich zbiorach zachował się solidny zbiór malarstwa, skwapliwie gromadzonego przez lokalnych kuratorów już od lat 20. XIX w. Na wystawie zaprezentowano 130 obrazów w sposób najbardziej tradycyjny, czyli chronologicznie: od klasycyzmu, przez romantyzm, biedermeier, historyzm, realizm, po rodzącą się w impresjonizmie i symbolizmie nowoczesność.
Największą zaletą wystawy są jej walory dekoracyjne; kto źle znosi współczesną sztukę, tu, wśród tradycyjnego malarstwa i porządnego warsztatu, powinien poczuć się jak ryba w wodzie. Ale magnesem są także nazwiska. W ekspozycji znalazły się bowiem prace twórców dziś już może niekiedy nieco zapomnianych, ale w swych czasach uchodzących za wielkich mistrzów. Od Josepha Antona Kocha i Johana Dahla (norweski romantyk związany z Dreznem), przez Ferdinanda Waldmullera (biedermeier) i Ferdinanda von Rayskiego, a skończywszy na takich gwiazdach niemieckiego impresjonizmu jak Lovis Corinth czy Max Slevogt. No i atrakcja szczególna: praca samego Wasiliego Kandinskiego. Wprawdzie wczesna i z jego słynną abstrakcją niemająca nic wspólnego, ale zawsze coś.
Malarstwo niemieckie od klasycyzmu do symbolizmu, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, wystawa czynna do 20 maja