Amerykanie stworzyli w sztuce nową wiarę – w ekspresjonizm abstrakcyjny, a jej papieżem obwołali Jacksona Pollocka. Europa odpowiedziała informelem, zwanym też taszyzmem, a niekiedy abstrakcją liryczną. Wszędzie chodziło z grubsza o to samo: tworzenie obrazów z – na pozór – bezładnych plam, kresek, maźnięć. Choć uwięzieni za żelazną kurtyną, także polscy artyści rączo przyłączyli się do kreatywnego chlapania farbą. O ile jednak na świecie była to jedynie (kolejna) rewolucja estetyczna, o tyle u nas rzecz nabierała poważnego politycznego wymiaru; taszyzm stał się symbolem i wyznacznikiem drogi ku wolności, najbardziej wyrazistym gestem sprzeciwu, początkowo przeciw socrealizmowi, a później przeciw całej koncesjonowanej przez władze sztuce. Warszawska wystawa pokazuje, że z tym malarstwem gestu radziliśmy sobie całkiem nieźle.
Taszyzm = Wolność, Fundacja Stefana Gierowskiego, Warszawa, do 20 grudnia