W ramach solidarnej (Zachęta, Muzeum Sztuki w Łodzi i CSW w Warszawie pod nowymi rządami) kampanii przeciwko sztuce progresywnej tym razem wytoczono działa najcięższego kalibru. By uzmysłowić siłę rażenia, można przyjąć, że Nerdrum (ur. 1944 r.) to taki norweski Beksiński połączony z Dudą-Graczem i... Rembrandtem. Z tym pierwszym łączy go umiejętność tworzenia własnego uniwersum, mocno dystopijnego, właściwie apokaliptycznego. Z Dudą-Graczem mogliby sobie podać ręce w obszarze refleksji nad ludzką (podłą) kondycją i marnością losu, ale też w poszanowaniu dla malarskiej narracyjności i anegdoty. A Rembrandt to przede wszystkim malarski warsztat, niepozostawiający wątpliwości, że obrazy holenderskiego mistrza są dla niego najwyższym ideałem. Oglądając obrazy Nerdruma, można uwierzyć w opinię, że brak słońca na Północy przenosi się na ludzką naturę, a w ślad za tym na jej owoce.
Odd Nerdrum Malarz Północy, U-jazdowski, Warszawa, do 10 grudnia