Złoty wiek malarstwa flamandzkiego 1608–1678. Muzeum Narodowe w Warszawie. Wystawa czynna do 31.12.2007.
Wystawa ma być głównym wydarzeniem artystycznym w Polsce w 2007 r.” – piszą może niezbyt skromnie, ale zapewne słusznie jej organizatorzy. To będzie prawdziwe szaleństwo kolorów, motywów, tematów, kompozycji. Podczas gdy w sąsiedniej Holandii tworzyli, zgodnie z protestancką etyką, mistrzowie skromności, wyciszenia i intymności, jak Rembrandt czy Vermeer, sąsiednia, bogata i katolicka Flandria miała swój własny „złoty wiek” malarstwa. Jakże inny. Przymiotników na jego opisanie można by znaleźć wiele: bogaty, patetyczny, zmysłowy, witalny, żywotny, iluzjonistyczny, fantazyjny. Tradycyjnie wyróżniany dwiema, zaznaczonymi w tytule wystawy, datami. Rok 1608, czyli powrót z Włoch Petera Paula Rubensa, i 1678 – śmierć Jacoba Jordaensa. W Muzeum Narodowym pierwszy z tych mistrzów pędzla reprezentowany jest sześcioma obrazami, drugi – czterema. Trzeba też pamiętać o trzecim wielkim malarzu epoki Antonie van Dycku, którego cztery prace sprowadzono na wystawę. Wszyscy oni żyli i tworzyli w Antwerpii, wówczas głównym centrum tej okazałej barokowej sztuki. A przecież byli jeszcze, tworzący niezrównane sceny obyczajowe z życia chłopów, Cyganów i plebejuszy, David Teniers Młodszy i Adriaen Brouwer oraz wielu twórców określanych (z dzisiejszej perspektywy raczej niesłusznie) „małymi mistrzami flamandzkimi”.
XVII-wieczne arcydzieła zaprezentowano na wystawie zgodnie z tzw. porządkiem gatunkowym. Osobno zebrano więc okazałe malarstwo historyczne, osobno portrety. Wydzielono sceny rodzajowe, pełne przepychu martwe natury i krajobrazy. To sztuka, w której może trudno doszukać się szczególnej głębi, ale bez wątpienia jedna z najbardziej efektownych w historii europejskiego malarstwa. Dlatego stołeczna wystawa skazana jest na sukces.