Ostatnim polskim biegaczem, który liczył się na świecie, był Józef Łuszczek, mistrz świata z Lahti sprzed ponad 30 lat. Karierę zakończył Janusz Krężelok, specjalista od sprintów, dziewiąty na igrzyskach w Salt Lake City, raz wygrał nawet zawody pucharowe.
– Do niedawna było nas dwóch – ja i Kreczmer. Więc teraz za sukces należy uznać, że w ogóle jest z kogo sklecić sztafetę – uważa Krężelok. Od jakiegoś czasu zajmuje się szkoleniem młodzieży i ma dla swoich podopiecznych dużo podziwu – że wybrali biegi, choć w naszych realiach to droga przez mękę.
Ćwiczenia za stodołą
W kraju mistrzyni olimpijskiej i świata są 2 trasy biegowe: na przełęczy Kubalonka i w Jakuszycach, dostępne tylko zimą, bo o luksusie sztucznego naśnieżania można pomarzyć. Ta w Zakopanem jest trasą tylko z nazwy. Nawet jeśli zostanie zmodernizowana, nie da się tam uprawiać sportu, bo dym z domowych kominów zatyka biegaczom płuca. Na nartorolkach można w Polsce bezpiecznie jeździć na dwukilometrowej pętli w Dusznikach Zdroju. Jak kończy się to gdzie indziej, pokazuje przykład mistrzyni świata do lat 23 Sylwii Jaśkowiec, która latem porwała się na nartorolkowy trening na drodze ogólnie uczęszczanej, wpadła na autobus i złamała rękę.
Narciarskie kluby upadają jeden po drugim, również na Podhalu, kolebce sportów zimowych. Samorządy mają pilniejsze wydatki niż sport, a wojsko odcina dopływ środków. Filantropów narciarskich trzeba szukać ze świecą, ale jak już się jakiś trafi, to w nagrodę za gest robi się go wiceprezesem Polskiego Związku Narciarskiego (Józef Pawlikowski-Bulcyk).