Mariusz miał poważny problem. Bo niby był faworytem, a do końca nie wiedział, czy w ogóle w półmaratonie wystartuje. Jak na złość akurat właśnie teraz szykowało mu się warunkowe zwolnienie. I szlag by trafił wielomiesięczne przygotowania. Na szczęście wyjście na wolność dało się odwlec.
Mariusz zwyciężył już w ubiegłym roku, a biegać zaczął dwa lata temu. – Mówili: spróbuj. Ale po pierwszych kółkach byłem skonany. Forma rosła z czasem. Kiedy biegnę, nic mnie nie interesuje. Wyłączam się. I kilometr za kilometrem myślę tylko, co będzie na wolności. Nie w głowie mi, jak dawniej, wariacje.
Ostatnio zauważył, że gdy rodzinie jego odsiadka wydaje się nieskończonością, jemu czas mija bardzo szybko. – Więzienie to rutyna, dzień świstaka. Bieganie pozwala inaczej żyć i przeżywać – zauważa.
Muskulatura już nie jest w modzie
Zaczęło się od truchtania na spacerniaku. – Biegali sobie, a ja policzyłem metry i zacząłem mnożyć przez okrążenia – opowiada Krzysztof Domaniecki, więzienny wychowawca ds. sportu. – Spytali, czy nie urządzilibyśmy biegu na pięć kilometrów. A dlaczego od razu nie maratonu?
Dyrekcja więzienia zdębiała. Bo to tak, jakby zaproponować skazanym wczasy pod gruszą. Przecież nigdy wcześniej aż tylu więźniów – także tych odsiadujących najcięższe wyroki – nie wypuszczano na główny dziedziniec jednocześnie.
Dotychczas mieli tylko siłownie, turniej piłki nożnej czy siatkówki. I telewizory. Wpatrywali się w nie bez końca. I przynajmniej był spokój. Ale dyrekcja, choć z duszą na ramieniu, w końcu się zgodziła. Ubiegłoroczny półmaraton – sto okrążeń dookoła ślusarni i kotłowni – odbył się w największej tajemnicy przed opinią publiczną, za to przy zaskakującym aplauzie współwięźniów. Kibicowali przez zakratowane okna, bo wiele cel ma widok na szary, depresyjny dziedziniec.
To dopiero było wyzwanie. Niektórzy z trudem dotarli do mety. Jednego trzeba było nawet wnosić po schodach do celi.
Ale od tamtego czasu życie w więzieniu stanęło na głowie. – Pochudli, pozmieniali się. To szok, co się z nimi dzieje – nawet pomysłodawcy maratonu trudno w to uwierzyć. Jeszcze dwa miesiące temu większość zamawiała na bieg koszulki w rozmiarze XL. A teraz trzeba było zamówienie zmieniać, bo prawie wszyscy noszą już L.
Jeszcze niedawno aż roiło się od przepakowanych osiłków. Takich jak Przemek. Trudno dać mu wiarę, że niedawno był ponadstukilowym siłaczem, bo zrzucił 20 kilo i coraz bardziej przypomina maratończyka. Muskulatura najwyraźniej już tu nie jest w modzie. – Wielu odchodzi od dawnych nałogów, prowadzą higieniczny tryb życia – opowiada więzienna psycholożka Ewa Wróblewska.
Przoduje w tym Maciej. Ostatnio zaczytuje się w medycznych magazynach, analizuje metody treningowe, skrupulatnie prowadzi dziennik przygotowań do półmaratonu. – Biegam codziennie: czy deszcz, czy błoto. Bieganie to najlepsza rzecz, jaka mogła mnie w więzieniu spotkać – mówi. Siedem lat temu trafił tu skazany za morderstwo. Wcześniej sześć lat przesiedział w areszcie w Poznaniu. Jeszcze tylko 12 i będzie wolny.
– Coraz częściej myśli człowiek o tym, co kiedyś narobił. A najgorsze, że już się tego nie wymaże. To jak wirus w komputerze. Za każdym razem widząc siebie w lustrze mówię: ty głupku, coś ty narobił! Zmarnowałem życie komuś i sobie – opowiada. Obiecuje sobie, że kiedy wyjdzie, zostanie triathlonistą.
A Mariusz, który na kilka lat trafił do kryminału za rozbój, włamania i kradzieże, po wyjściu nie chce widzieć dawnych kolegów. – To przez nich siedzę – tłumaczy. Zamierza zostać maratończykiem.
Sebastian biega, żeby nie myśleć, gdzie się znajduje. Rzucił palenie. Zdzisław, 56-latek, chce sobie udowodnić, że da radę. Jakub niespodziewanie wyszedł warunkowo, ale tak zapalił się do biegania, że matka zapisała go już na Maraton Poznański. Krystian po wyjściu z więzienia wyjechał do Anglii. Pracuje na budowie. Większość zarobionych pieniędzy przeznacza na bieganie. A Daniel – choć końca kary nie widać – twierdzi, że odkąd biega, życie odwróciło się mu o 180 stopni. Wreszcie na odpowiednią stronę.
Więzienna elita
Dzisiaj dyrekcja więzienia prenumeruje miesięcznik „Runner’s World”. Posypały się też prośby o pozwolenie na zakup profesjonalnych butów, dresów, pulsometrów. Ktoś zamówił nawet w Stanach Zjednoczonych zegarek satelitarny z krokomierzem. A teraz nie może go używać, bo czujniki mylą to cudo z telefonem komórkowym, który w więzieniu jest zabroniony. – Wywalczyli już sobie batony energetyczne w kantynie, teraz proszą o napoje izotoniczne – opowiada Mariusz Adamczyk, pochodzący z Gniezna maratończyk, wychowawca więzienny, który pomaga skazanym przygotować się do biegu.
– Ciągle im powtarzam, że mają lepsze warunki do treningów ode mnie. Ja spędzam osiem godzin w pracy, mam rodzinę, obowiązki. A oni mogą wszystko podporządkować bieganiu – dodaje. – Nie mają tak lekko – wtrąca Domaniecki. – Na pewno są gorzej odżywieni niż my na wolności. I też harują.
W Rawiczu więźniom pracy nie brakuje. W stolarni, ślusarni, w kuchni albo w więziennej bibliotece czy telewizji. Zaczynają o 6 rano, kończą o 14. Zarobione pieniądze inwestują w bieganie: ciuchy, obuwie, poradniki, żywność regenerującą. Jedzą obiad, a półtorej godziny przeznaczone na spacerowanie wykorzystują na trening. – Rozgrzewkę róbcie w celi, szkoda czasu – instruuje bardziej doświadczony.
Jeśli chodzi o wyroki, też sporo tutaj długodystansowców. Przemek oraz dwaj biegający z nim kompani mają wyroki dożywotniego więzienia. Kilku innych półmaratończyków odsiaduje 25 lat. Ale ci z bieżni powoli stają się więzienną elitą. Jest nawet taka cela, w której siedzą sami biegacze. – Nie ścigamy się, biegamy dla siebie. Na ściganie przyjdzie czas – upomina podczas jednego z treningów Mariusz Adamczyk.
Od ponad miesiąca wspiera go profesjonalny trener. – Byłem pod wrażeniem, kiedy dostałem e-mail, że w więzieniu będzie półmaraton. Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałem. Natychmiast odpisałem, że jestem gotowy do pomocy – mówi Jerzy Górski, były mistrz świata w triathlonie.
Przyjeżdża dawać więźniom fachowe rady. Już po pierwszym treningu twierdzi, że maraton w kryminale to najlepsza terapia. A sam dobrze wie, co znaczy spaść na samo dno. W latach 80. był uzależniony od heroiny, za ćpanie nieraz trafiał do aresztu, w końcu otarł się o śmierć.
Jego historią zachwycił się TPX, więzienny raper, były bokser, a teraz muzyczna gwiazda rawickiego kryminału. – Oglądając film o Górskim, zobaczyłem, że przez sport można wyjść na ludzi. Napisałem o nim, a przy okazji o chłopakach – mówi.
Prawie 40 więźniów konkuruje w kilku kategoriach wiekowych. Najmłodszy ma 18, najstarszy ponad 50 lat. Ogłoszono nawet konkurs na projekt dyplomu i medalu maratonowego. Humoru i optymizmu skazanym nie brakuje. Na jednej z prac maratończyk biegnie przykuty łańcuchem do kuli. Na mecie czeka na niego wolność.
– Widzę, jak pod wpływem biegania się zmienili – zauważa Ewa Wróblewska. Mariusz Adamczyk: – Bo bieganie bardziej rozładowuje agresję niż siłownia czy gry zespołowe. Jest już nawet pomysł, by przy więzieniu urządzić bieżnię lekkoatletyczną. I znowu: nie wiadomo tylko, jak zareaguje dyrekcja...