Pamiętam z dzieciństwa wyprawy – rodzinne i w gronie kolegów – do lasu, na łąki, nad jezioro. Po kilku godzinach wędrówek, czasem z przemoczonymi nogami, wygłodzony pędziłem w miejsce obozowania, gdzie babcia lub ktoś z rodziny przygotowywał posiłek na rozłożonym na trawie obrusie. W głębokim PRL przeważnie jadaliśmy jaja na twardo i udka kurczęce. A na deser ciasteczka mojej greckiej babci Eufrozyny (przepis na nie funkcjonuje w rodzinie od 160 lat!).
Z upływem lat sam zająłem się organizowaniem przyjęć. Jaja na twardo i kurczę pieczone wzbogaciłem o ryby, warzywa, marynowane steki i wiele, wiele innych przysmaków. A do tego różnorodne napoje – w upały także schłodzone różowe wino.
Udane przyjęcie w ogrodzie, w lesie, na plaży – słowem w plenerze – wymaga wbrew pozorom większych starań niż podejmowanie gości w domu. Nie ma tam bowiem możliwości sięgnięcia po dodatkowe porcje, gdy zabraknie dań. Wszystko więc musi być ściśle zaplanowane, a harmonogram zakupów, wstępnej obróbki potraw i przygotowania sprzętu – precyzyjny i możliwy do zrealizowania.
• Najlepiej już tydzień wcześniej zaplanować menu, kupić zastawę (jednorazową), sztućce, serwetki, świece (jeśli przewidujemy ucztowanie wieczorem) oraz węgiel drzewny i rozpałkę. Przejrzeć grill i sprawdzić, czy wszystkie utensylia są w komplecie i sprawne.
• Wieczorem w przeddzień spotkania zamarynować mięsa. Ryby i owoce morza wymagają krótkiego, kilkunastominutowego marynowania.
• Już na 45 min przed rozpoczęciem uczty rozpalić palenisko, by ogień dobrze się rozhulał, wygasł, a brykiety węgla drzewnego silnie się żarzyły.
• Mięso solić tuż przed umieszczeniem go na ruszcie.