W finale łyżwiarstwa szybkiego na dystansie 1500 m w Soczi wzięło udział aż trzech polskich panczenistów. Zbigniew Bródka wywalczył dla Polski trzeci złoty medal olimpijski. Holender Koen Verweij dobiegł na metę zaledwie 0,003 sekundy później. Jan Szymański uplasował się na 15. pozycji, Konrad Niedźwiedzki – na 20.
***
Rok 1997.
Świat panczenów żyje rewolucją w sprzęcie. Trener Wiesław Kmiecik jedzie do Inzell, jednego z ważniejszych ośrodków łyżwiarskich Europy, na prezentację organizowaną przez zespół naukowy pracujący dla holenderskiej ekipy. Na pokazie jest trochę technikaliów związanych z nowymi łyżwami oraz banalnie prosty eksperyment z użyciem drewnianego ludzika na sprężynie. Jak się sprężynę maksymalnie złoży, a następnie uwolni, ludzik leci wyżej, niż gdy się sprężynę składa w dwóch trzecich jej długości. Prelegent tłumaczy: wyobraźmy sobie, że ta nieuwolniona część sprężyny to staw skokowy – w używanych do dziś łyżwach unieruchomiony, bezużyteczny. Natomiast w panczenach nowego typu pięta odrywa się od płozy, płoza nie traci kontaktu z lodem, staw skokowy pracuje. Na średnich dystansach można zyskać nawet sekundę na okrążeniu. Przez salę przechodzi szmer podziwu.
Trener Kmiecik o epokowości wynalazku przekonuje się kilka miesięcy wcześniej – na pucharowych zawodach w Berlinie Holenderki na nowych łyżwach z łatwością biją rywalki. Wcześniej pojawia się grupa królików doświadczalnych, półzawodowców, z misją testowania nowości. Podczas wyścigów śmiesznie klapią piętami w płozy, budzą ogólne zwątpienie, co do tego, że są nośnikami postępu – czasy okrążeń mają średnie.