Ludzie i style

Romantycy woleli mężatki

Sentymentalni Polacy

„Romantyczna kobieta to mgielna istota, podczas gdy mężczyzna jest silny i bezkompromisowy, przejęty ideałem posłannictwa”. „Romantyczna kobieta to mgielna istota, podczas gdy mężczyzna jest silny i bezkompromisowy, przejęty ideałem posłannictwa”. TongRoASIA Lewis Lee / PantherMedia
Rozmowa z prof. Wiesławem Rzońcą, literaturoznawcą, o tym, czy prawdziwie romantyczna miłość jest patologią psującą relacje i owocującą hipokryzją.
„Jesteśmy spadkobiercami romantyzmu w różnych sferach życia duchowego, mentalności, wartości i mamy przyjemność nie zdawać sobie z tego sprawy”.Szekeres Szabolcs/PantherMedia „Jesteśmy spadkobiercami romantyzmu w różnych sferach życia duchowego, mentalności, wartości i mamy przyjemność nie zdawać sobie z tego sprawy”.
Prof. Wiesław Rzońca, polonista specjalizujący się w epoce romantyzmu, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.Tadeusz Późniak/Polityka Prof. Wiesław Rzońca, polonista specjalizujący się w epoce romantyzmu, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.

Joanna Drosio-Czaplińska: – W walentynki zawsze w telewizji dominują komedie romantyczne. Ogląda je pan?
Prof. Wiesław Rzońca: – Nie, drażnią mnie.

Dlaczego?
Bo sprzedawana w nich miłość romantyczna jest tanim i ckliwym sentymentalizmem. Nie ma nic wspólnego z miłością, która za czasów romantyków była wielką wartością. Kultura amerykańska zbanalizowała myślenie o miłości, spłyciła do granic możliwości duchowość tamtej epoki. To była pierwsza epoka nacechowana psychologicznie. Tak niepodobna do naszych czasów, że aż nieczytelna. Jesteśmy spadkobiercami romantyzmu w różnych sferach życia duchowego, mentalności, wartości i mamy przyjemność nie zdawać sobie z tego sprawy.

Serduszka, świece, kwiaty, miłe gesty i słowa – to dziś romantyczne symbole.
Taki wizerunek zawdzięczamy sentymentalizmowi, czyli końcówce oświecenia i Jeanowi-Jacques’owi Rousseau. To sposób myślenia o miłości, która kończy się happy endem, jakże obcy romantyzmowi, w którym miłość jest tragiczna. Ten wzorzec jest obecny w literaturze aż do XX w. Chyba dopiero Hollywood, tanie romanse (harlequiny) i południowoamerykańskie seriale zaczęły pokazywać szczęśliwe finały, choć ten model, podobnie jak romantyczny, jest równie nieprawdziwy, wręcz patologiczny.

Miłość romantyczna to patologia?
Z perspektywy dzisiejszego człowieka, któremu mechanizmy psychologiczne nie są obce – tak. Relacje między kobietą a mężczyzną w epoce wieszczów były konfliktowe. Obie strony, przede wszystkim mężczyzna, bo to on dominował, miały uczucie niezrozumienia. Miłość była wielka, ale jednostronna i krzywdząca dla kobiety. To mężczyzna decydował o jej intensywności, skrajności i wynaturzeniu.

Jeśli przyjrzeć się kobietom w ówczesnych tekstach literackich, to traktowane są instrumentalnie. Taka jest Maria z „Nieboskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego i Aldona w „Konradzie Wallenrodzie” – ukochana mężczyzny, któremu przyświeca chęć zemsty i walki. A skoro tak, to jakim on był dla niej partnerem? U Goethego w „Fauście” Małgorzata jest łasa na złoto. Taka jest również bohaterka czwartej części „Dziadów” owa „wietrzna istota” – powierzchowna i sprzedajna. Maryla Wereszczakówna, słynna miłość Adama Mickiewicza, która jest łączona z postacią z czwartej części „Dziadów”, w rzeczywistości wyszła za hrabiego Puttkamera ze względu na jego majątek. Nie chciała romantycznego ducha, szaleńca, egotyka.

Można rzec, że dokonała dobrego wyboru.
Możliwe, bo z jednej strony w deklaracjach duchowych charakterystycznych dla tamtej epoki mówiono o jedynej, niepowtarzalnej, wyjątkowej więzi, z drugiej była moda na związki z mężatkami, i to liczne. Związek na całe życie z kimś, kto był już z kimś innym związany, dostarczał wiele zamierzonych cierpień. A mężatki gwarantowały relację niepewną i niestabilną. Stałe związki są nieinspirujące i nie warto się nawet nad nimi pochylać. Rangę ma relacja z problemem filozoficznym i psychologicznym.

Zygmunt Krasiński i Juliusz Słowacki byli powściągliwi, z Adamem Mickiewiczem jest już inaczej. Biografowie śledzą romanse wieszcza z inteligentnymi sawantkami, czyli wykształconymi kobietami, najlepiej właśnie mężatkami. Wychodzi, że w życiu poety nie było ich mało. Realizując ideał rozdarcia romantycznego, Mickiewicz jako autor „Dziadów” odwoływał się do młodej jeszcze Maryli Wereszczakówny, ale miał z nią związek, gdy była mężatką, panią Puttkamerową, bo ślady po tym romansie znaleźć można nie w posiadłości Wereszczaków, ale Puttkamerów. Cóż, tam gdzie są wyzwania duchowe i wielkie oczekiwania, są też kłamstwa i brak autentyzmu. Z jednej strony wartości, z drugiej opłacalne postawy. Romantycy stworzyli wręcz grunt pod hipokryzję, która przedostała się do literatury.

Wychodzi na to, że epoka wykreowała model nieszczęśliwej miłości, bez szans na szacunek, wierność, bliskość.
Co więcej, te związki nie były często konsumowane, bo przecież uczucie nabiera dramaturgii, gdy piętrzą się problemy i niemożliwości. Z pewnością romantyzm nie wniósł wzorca dobrej relacji.

Czy są w romantycznej literaturze jakieś pełnokrwiste kobiety?
Może Ksenia z „Zamku kaniowskiego” Seweryna Goszczyńskiego? Ale to z kolei topielica była, pół zjawa, pół kobieta. Romantyzm pod względem pokazywania kobiecości jest kaleki, staroświecki. Romantycy wyrządzili kobiecie krzywdę, bo wysoka ranga epoki jako tradycji kulturowej na stałe wpisała się w schematy myślowe Polaków. Zmitologizowała pewne zachowania, legitymizując je. Wpłynęła na spopularyzowanie wizerunku kobiety nie tylko jako „wietrznej istoty”, czyli niestałej, ale i ubogiej duchem.

Głupiej?
Też. Dopiero wiek XX to zmienił. Mickiewicz mówił, że konia można za kilkanaście tysięcy rubli kupić, a kobietę za znikomą część tej sumy. Mieliśmy z czymś takim do czynienia w tym feudalizmie kresowym.

Czytając romantyczne teksty, można odnieść wrażenie, że kobiety były otaczane szczególną atencją.
Te wszystkie gesty, kurtuazyjne zwroty mające adorować płeć przeciwną, to były role spełniające mężczyznę, który dawał w ten sposób świadectwo swej wykwintności i towarzyskiemu obyciu. To, co przystawało mężczyźnie, nie godziło się kobiecie. A Koło Sprawy Bożej – to dopiero było towarzystwo! Dominowali tam mężczyźni, były trzy, może cztery panie, które traktowali… prehipisowsko, szczególnie Ksawerę Deybel. Nie mamy niestety dowodów tego używania, ale jest wątek nieślubnego dziecka Mickiewicza z Ksawerą.

Romantycy byli prehipisami?
Coś w tym stylu. Ówcześni walczyli z zakłamaniem rzeczywistości, bo romantyzm był również buntem przeciwko Bogu, aksjologii chrześcijańskiej. Jednak romantycy liczyli się z Kościołem i nie ignorowali go, oni się tylko buntowali, dlatego byli nazywani heretykami. W owych czasach to porządek feudalny hamował rozwój i bunt, zaś młodzi po Wielkiej Rewolucji Francuskiej postulowali nowe wartości. Dziś powściągliwość wiążemy z moralnością mieszczańską, ale wtedy to mieszczaństwo było postępowe. Konserwatywną postawę nazywamy dziś drobnomieszczańską, tyle że to stało się później. Ta przysłowiowa dulszczyzna pochodzi z modernizmu.

Kochający romantyk był zapatrzonym w siebie narcyzem?
Mówiąc dzisiejszym językiem, lansował własne ego. Był wręcz uzależniony od kobiety. Partnerstwo, jak byśmy dziś powiedzieli, zabijałoby indywidualizm i wyjątkowość! Dlatego Aleksandra Fredrę uważa się za niepasującego do epoki, bo u niego relacje kobieta–mężczyzna są wyważone. Z perspektywy autor „Zemsty” okazał się prekursorski. Pochylają się nad nim zwolennicy czytania literatury w kategoriach gender, czyli płci kulturowej. Romantyczna kobieta to mgielna istota, podczas gdy mężczyzna jest silny i bezkompromisowy, przejęty ideałem posłannictwa.

Jeśli jednak spojrzeć w fakty historyczne, widać kontrast między ideałami a realiami. Mickiewicz nie uczestniczył w powstaniu listopadowym mimo pobytu w Wielkopolsce. Ostatecznie wylądował pod skrzydłami Towiańskiego, który zaproponował mu odkupienie win za sprawą specyficznej duchowości. Życie Mickiewicza nie potwierdza projektów wielkiego ducha godnych Hegla, ideałów Goethego. Romantyzmowi zawdzięczamy wzorzec wewnętrznego rozdarcia, który owocuje hipokryzją.

To nasza romantyczna spuścizna?
Obserwując Polaków, myślę, że wewnętrzne rozdarcie jest nam bliskie, ale po romantyzmie zostało nam znacznie więcej. Przede wszystkim ów tragiczny wzorzec miłości, na drugim miejscu postawiłbym mesjanizm – rys narodowej próżności. To poczucie wyjątkowości przy przekonaniu, że jesteśmy słabsi, mamy gorzej, bo taki los wziął się z romantyzmu. Nazwałbym to idiomem polskiego kwękania. Mesjanizm jest specjalnością polskiego romantyzmu. Wieszczostwo Mickiewicza dotyczące przywództwa w Europie nie potwierdziło się. Do dziś jesteśmy na marginesie Europy, nawet jako beneficjenci systemu unijnego.

Unia Europejska skompromitowała myśl Mickiewicza. Wstydzić się tego mesjanizmu czy traktować na zasadzie ciekawostki? Ja dystansuję się od tej wyjątkowości polskiego narodu jako narodu wybranego, bo to idea niegodna XXI w.

Lubimy deklarować się jako patrioci i szczycić przy okazji narodowymi klęskami. Dlaczego?
Dzieje się tak, ponieważ mamy problem z przyznaniem się do porażek, szczególnie tych powstańczych, w których było wiele ofiar. Hucznie świętujemy rocznice powstania warszawskiego. Nie potrafimy przyznać, że wpisani jesteśmy w dzieje, procesy historyczne oraz społeczne, na które nie zawsze mamy wpływ, choć chcielibyśmy. Dlatego też podkreślamy rangę zdarzeń, swoją ważność w historii.

Wydaje nam się, że mamy wpływ nawet na to, co stanie się z demokracją na Ukrainie. Z tym łączy się idea cierpienia aż do samookaleczenia i samounicestwienia. Lubimy przeżywać ból. Miałem wrażenie, że katastrofa smoleńska była Polakom potrzebna, żeby nie pozostawić wątpliwości, kto jest odpowiedzialny za nasze nieszczęścia. Rosjanie są przez rodaków bardziej znienawidzeni niż Niemcy. Katastrofa wywołała poczucie bycia prześladowanym i wybranym jednocześnie. Warunkiem wielkości Polski jest nieszczęście.

Zadziwiają mnie jeszcze dwie rzeczy obecne w romantyzmie, których wzorce przetrwały do dziś. Choroba psychiczna, która pozwalała zrozumieć świat, i samobójstwo – symbol wolności, czegoś, co uwalnia.
Poszukiwanie siebie, przeżywanie duchowości odbywało się na granicy obłędu. Szalona Karusia widzi to, czego inni nie widzą. Choroba psychiczna jest kategorią nobilitującą, bo romantyczna miłość jest właśnie dziełem obłędu. Dziś mamy z taką miłością niewiele wspólnego, bo na szczęście rzadko kiedy człowiek w imię miłości decyduje się na samobójstwo, a w tamtej epoce było to czymś nie tyle powszechnym, ile zrozumiałym. Wtedy unicestwienie samego siebie było przejawem wolności. Dziś nie jest to godna człowieczeństwa postawa. Nasze czasy są jednak nieidealistyczne, o wiele bardziej zdroworozsądkowe.

Z dzisiejszej perspektywy romantyczne ideały jawią się jak zbiorowa niedojrzałość.
Dojrzałość jako godna nowoczesnego człowieka postawa humanistyczna pojawia się dopiero u Gombrowicza. Jednak ja, mimo wszystko, patrzę z uznaniem na to rozdarcie, na te wykrzyczane problemy! Mimo wszystko lubię romantyzm, bo przy okazji tej patologicznej, patrząc z naszej perspektywy, konwencji widzenia świata stawia ważne pytania o kondycję człowieka, przeznaczenie, los. Być może te chore związki to koszt przedstawienia człowieka w jego wewnętrznym bogactwie.

Ranga epoki zaważyła na tym, co tu i teraz. Bez tej martyrologicznej poetyki, buńczucznej i egotycznej, pewnie nie byłoby niepodległości. Romantyzm ma duży wpływ na budowanie polskości, tożsamości narodowej. Jego oddziaływanie mentalne i duchowe trwa do dzisiaj. Te nieracjonalne zachowania też mają swoją moc.

Tylko czy cena nie jest zbyt wysoka?
To fakt, są kraje, które nie ponosiły takich ofiar, a mają to samo – demokrację. Prawda jest taka, że nawet gdybyśmy jej nie chcieli, to ona i tak by do nas przyszła, bo to był proces historyczny. Owszem, romantyczne skrypty są obciążające. Siła ich oddziaływania to przykład nieumiejętności odizolowania się od symboli, zmitologizowanych postaw, idiomów, zachowań specyficznych dla narodu. Idiom romantyczny pomógł nam uzyskać niepodległość, ale na dłuższą metę jest absurdalny. Dziś jest przebrzmiały, sztucznie heroiczny, forujący nieproduktywne zrywy. Myślę, że Polacy, przywiązani do wartości romantycznych, odnajdują w nich swoją tożsamość i to nie jest złe. Warto jednak mieć świadomość pewnych niedoskonałości tych skryptów, żeby móc wziąć, co dobre i nie ciągnąć bagażu dalej.

rozmawiała Joanna Drosio-Czaplińska

Prof. Wiesław Rzońca, polonista specjalizujący się w epoce romantyzmu, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Autor wielu publikacji z zakresu literaturoznawstwa, w tym m.in. „Premodernizm Norwida – na tle symbolizmu literackiego drugiej połowy XIX wieku”.

Polityka 7.2014 (2945) z dnia 11.02.2014; Ludzie i Style; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Romantycy woleli mężatki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną