Gala KSW numer 27, Ergo Arena w Gdańsku, druga połowa maja. Mieszane sztuki walki (MMA) w polskim wydaniu właśnie awansowały z ringu do klatki. Żadnych wątpliwości co do wagi tej zmiany nie ma Szymon Bońkowski, trener z olsztyńskiego klubu Arrachion (który jest bazą m.in. dla ikony KSW, pochodzącego z Czeczenii Mameda Chalidowa). – Dla MMA ring to trudna arena. Za każdym razem, gdy zawodnik ląduje pod linami albo za nimi, trzeba przerywać akcję. To wypacza obraz pojedynku, utrudnia sędziom werdykt – uważa Bońkowski.
10 lat temu, gdy KSW ruszało, a mieszane sztuki walki otaczała aura krwawego, pozbawionego zasad mordobicia, klatka mogła tylko pogarszać skojarzenia. Dziś już nie trzeba tłumaczyć, że to nie jest wolnoamerykanka, lecz hybryda wielu sztuk walki, z wielopunktowym katalogiem zasad, że są w MMA faule, upomnienia i dyskwalifikacje. I tylko laik może oburzać się na to, że leżącego można okładać pięściami po głowie. – Bo to jest właśnie ground£, sedno MMA, spoiwo łączące zapasy, tajski boks, jujitsu i inne sztuki walki. Wbrew pozorom, leżenie na plecach to świetna pozycja wyjściowa do ataku – tłumaczy Maciej Kawulski.
Szymon Bońkowski uważa, że przez te 10 lat widz nie tylko się wyrobił, ale również nabrał ogłady. – Podczas pierwszych imprez każde zejście do parteru to był śmiech na sali i wulgarne komentarze. Ludzie bili brawo, jak sędzia przerywał walkę i wznawiał ją w stójce na środku ringu. Dziś oklaskami nagradza się udane akcje w parterze. Wychowaliśmy publiczność, od zera – dodaje.
Potężni
Jeszcze niedawno Kawulski z Lewandowskim potrzebowali uwiarygadniać swój biznes. Ściągali do pierwszych rzędów celebrytów, polityków. Od dwóch lat już nie muszą w ten sposób ocieplać wizerunku, a część najlepszych miejsc jest zarezerwowana dla członków najbliższej rodziny KSW i ich gości.