Dominik Komarowski: Właśnie obchodzimy 25–lecie przemian ustrojowych w Polsce. Po upadku PRL w błyskawicznym czasie powstało ponad 3 mln firm. To dzięki nim właśnie osiągnęliśmy sukces gospodarczy. Chyba Polacy uwierzyli, że los jest ich w rękach?
Jacek Walkiewicz: Potwierdzają to sondaże. Z badania „Barometr ING: Realizujemy czy snujemy” wynika, że ponad połowa Polaków jest przekonana, że jest kowalem własnego losu. Kiedy odzyskaliśmy wolność, wcale nie było takie pewne, iż potrafimy udźwignąć związaną z nią odpowiedzialność za własne życie. Tymczasem Polacy stanęli na wysokości zadania i potrafili z wywalczonej wolności skorzystać. Objawem tego był właśnie wybuch przedsiębiorczości.
Te same badania ING ujawniają jednak polaryzację postaw. Jedni są przekonani, że sukces to owoc ciężkiej pracy, posiadanych talentów i umiejętności. Drudzy natomiast źródła sukcesu upatrują w szczęściu, znajomościach. Którzy mają rację? Które z tych czynników liczą się najbardziej?
Do tej pierwszej grupy należą osoby, którzy odniosły sukces, do tej drugiej ci, którzy nie poznali jego smaku. Ta ostatnia grupa mocniej akcentuje pojęcie szczęścia rozumianego jako szczęśliwy traf, który zdarza się innym, a nie nam. Takie myślenie pozwala bardzo łatwo wytłumaczyć swoją aktualną sytuację i własne błędy. Twórca sieci restauracji McDonald’s tłumaczył, iż aby odnieść sukces, trzeba się znaleźć w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu i zacząć działać. Czyli – użyję metafory – „wypłynąć na morze”. Wiatr w żagle łapią te osoby, które zdobyły się na odwagę i postanowiły wypłynąć z portu. Można powiedzieć, że miały szczęście.