Zaorski: Finał był fantastyczny i stanowił zwieńczenie całego turnieju.
Walter: Zwłaszcza dzięki Argentynie, która przemieniła się z poczwarki w motyla.
Czubaj: Moim zdaniem był to jednak mecz dla koneserów. Sytuacji podbramkowych nie za dużo, za to było masę orania i karczowania środka pola. Taka średniowieczna bitwa, w której na koniec jeden z wojowników zadał kończący sztych.
Wołek: Mnie gra Argentyńczyków w finale nie zaskoczyła, bo byli drużyną dojrzewającą z każdym meczem. W finale Niemcy co prawda dłużej byli w posiadaniu piłki, ale kontry argentyńskie były znacznie groźniejsze.
Czubaj: Mówiliśmy o tym, że w piłce nie ma sprawiedliwości, ale jednak wygrała najlepsza drużyna turnieju.
Walter: Z tym, że to Argentyna bardziej niż niemiecka maszyna tworzyła dramaturgię finału. Przyznaję, trochę mi wstyd, że byłem pewien, że wygrają Niemcy. No i tak się niestety skończyło. Czy raczej chwała Bogu… Cholera zresztą wie, bo obie strony zagrały porywająco.
Wołek: Mnie obecny turniej przypomina ten z 1974 r., na którym dominowały Niemcy, Holandia i Polska. Tylko zbieg okoliczności sprawił, że Niemcy wygrali, a my zdobyliśmy brąz. Teraz nad resztą ekip wyraźnie górowały Holandia, Argentyna i Niemcy. Chociaż przy innym zbiegu okoliczności równie dobrze mogła wygrać Argentyna lub Holandia. Dzisiaj Niemcy zawdzięczają sukces temu, że mieli pełnowartościowe rezerwy. Każdy kto wchodził, grał nie gorzej, a niekiedy nawet lepiej od poprzednika. Zwycięską akcję w finale przeprowadzili dwaj rezerwowi. Sabella nie miał tak dobrych zmienników.