Ludzie i style

Przystanek Reset

Portret woodstockowicza

Woodstockową miłość należy traktować wcale nie w sensie fizycznym, zresztą klimat pewnej swobody obyczajowej, wyzwolenia, cielesności jest w opowieściach o Przystanku wyolbrzymiony. Woodstockową miłość należy traktować wcale nie w sensie fizycznym, zresztą klimat pewnej swobody obyczajowej, wyzwolenia, cielesności jest w opowieściach o Przystanku wyolbrzymiony. Marek Lapis / Forum
Przystanek Woodstock jest w polskiej skali zjawiskiem, więc jego uczestników chętnie opatruje się terminem: pokolenie. Słusznie?
Czy można mówić o pokoleniu Woodstock?Ralf Lotys/Wikipedia Czy można mówić o pokoleniu Woodstock?
Woodstock to żelazny punkt w kalendarzu wielu ludzi.Grzesiek/Flickr CC by SA Woodstock to żelazny punkt w kalendarzu wielu ludzi.

Natalia Nowińska była cieniem – uzasadnionym naukowo. Prof. Tomasz Szlendak zlecił grupie socjologów związanych z toruńskim Uniwersytetem Mikołaja Kopernika badania. Cel: nowe formy uczestnictwa Polaków w kulturze. Również imprezy plenerowe – od regionalnych festynów w rodzaju dni leszcza aż po największe festiwale, w tym Przystanek Woodstock. Natalia miała namierzyć grupę woodstockowiczów, wtopić się w nią, podglądać, zagadywać, uczestniczyć. Nagrywać, notować, fotografować. Misja była poważna – dostała przykaz, że nie może sobie pozwolić na więcej niż dwa piwa dziennie.

Znajomi znajomych przetarli Natalii ścieżkę do Piotra, bywalca Przystanku. Piotr zorganizował wioskę toruńską: kilka namiotów, dwadzieścia parę osób, identyfikująca Toruń flaga na kiju – klasyczne woodstockowe klimaty. Do cukierkowych opowieści, którymi obrósł Przystanek, Natalia podchodziła sceptycznie. – Myślałam: no dobra, miłość miłością, ale jak przyjdzie do zajmowania miejsc na polu namiotowym, to będą się tłukli. Wątpiła, że na imprezie z udziałem pół miliona ludzi można się czuć bezpiecznie. Że jak się przewróci, pogując pod sceną, to towarzystwo będzie czujne i się rozstąpi, pomoże wstać. Wydawało jej się również, że charyzma Jurka Owsiaka to element legendy.

Autorytet Owsiaka

Okazało się, że mity nie naginają rzeczywistości. Niepisany pakt o nieagresji jest przestrzegany. Bezpieczeństwo – godne podziwu. Atmosfera serdeczności – rzeczywista, ale nienachalna. A autorytet Owsiaka trzyma towarzystwo w ryzach. Także dlatego, że Owsiak nie chowa się za ochroniarzami, nie straszy regulaminami i cholernie się stara, żeby wszystko wyszło. Tym bardziej więc nie wypada psuć święta, które w dodatku dostaje się za darmo. – Gdy ­wsiąkłam w Przystanek, zrozumiałam tych, którzy jadą przez całą Polskę, żeby tu być. Co nie znaczy, że nie natknęłam się na ludzi, którzy żałowali przyjazdu. Było ich nawet całkiem sporo – opowiada badaczka.

Bo Woodstock kupujesz, jaki jest – z harmiderem, kolejkami, higieniczną szkołą przetrwania, brakiem intymności, niepoprawnym zachowaniem podchmielonego towarzystwa – albo nie kupujesz go wcale. Jak z przekąsem mówi Natalia: jeśli nie lubisz ludzi, to podczas Przystanku dostaniesz dość powodów, by znielubić ich jeszcze bardziej.

Ale fenomenem jest panująca tam otwartość, życzliwość i tolerancja. Jest dziełem tam obecnych, stąd pokusa stworzenia portretu woodstockowicza. Prof. Jacek Kurzępa, socjolog z wrocławskiej SWPS, z racji zawodowych zainteresowań obecny na Przystanku od jego zarania, czyli od 1995 r., zauważył, że to już zrobiła się impreza wielopokoleniowa. Na Przystanek się wraca, zaraża nim dzieci, które potem przyjeżdżają ze swoją paczką, mimo że do pełnoletności jeszcze im daleko. Ale rodzice byli, widzieli, są przekonani, że na Woodstocku nikomu krzywda się nie dzieje.

Skąd są? Z obserwacji prof. Kurzępy wynika, że zdecydowanie nie jest to impreza młodzieży wielkomiejskiej. Przeważają przyjezdni ze 100-, 120-tysięcznych miast. – W kulminacyjnych momentach przybywa miejscowych, którzy nie tylko zdążyli się z Woodstockiem zaprzyjaźnić, ale go udomowili, są z niego dumni – zauważa socjolog.

Natalia ma na temat pochodzenia przyjezdnych inne zdanie. Przyglądając się flagom powiewającym nad namiotami, odnotowała przede wszystkim większe miasta. I chociaż wioski Warszawa na Woodstocku nie widziała, Natalia pamięta tłum, który wysypał się z pociągu wracającego z Woodstocku na stołecznym Dworcu Gdańskim. Więc na pewno trudno uznać plenerowe dzieło Owsiaka za imprezę robioną na prowincji dla prowincji. Zresztą – zauważa Natalia – to jest zjawisko tak ogromne i tak różnorodne, że trudno je szufladkować.

Maszyna do integracji

Motywacje? Socjolog Jacek Kurzępa mówi, że do owsiakowej triady: miłość, przyjaźń, muzyka należy jeszcze dodać tradycję. Wtedy będziemy mieli najważniejsze powody, dla których na Przystanek się przybywa. Woodstockową miłość należy traktować wcale nie w sensie fizycznym, zresztą klimat pewnej swobody obyczajowej, wyzwolenia, cielesności jest w opowieściach o Przystanku wyolbrzymiony. – Erotycznym przygodom nie sprzyja fakt, że pięć dni się nie myjesz – przytomnie zauważa Natalia. Miłość to przede wszystkim poczucie więzi, chęć przebywania w towarzystwie sobie podobnych ludzi, wyczekiwane przez rok spotkania, bo zadzierzgnięte na Woodstocku więzi są zadziwiająco trwałe. – To maszyna do integracji – zauważa prof. Tomasz Szlendak. – Ma pozytywną aurę dzięki doklejeniu do jedynego wydarzenia, które w ciągu roku mobilizuje Polaków, czyli Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jeśli chodzi o tradycję, z doświadczeń prof. Jacka Kurzępy wynika, że to motywacja, która wyraźnie wyodrębniła się jakieś pięć, siedem lat temu. Woodstock to żelazny punkt w kalendarzu wielu ludzi. Przeprowadzone przed kilku laty badania SMG/KRC wskazują, że co drugi woodstockowicz wraca na festiwal. Prof. Kurzępa poznaje ich po świetnej organizacji: tworzą mikrokolonie, są przygotowani do wielodniowego biwakowania, dzielą się obowiązkami.

Muzyka się liczy, ale to magnes przede wszystkim dla Niemców, zwłaszcza odkąd na Przystanku pojawiły się zagraniczne gwiazdy rocka. Natalia z zaskoczeniem odnotowała, że wioska toruńska oraz większość przelewających się przez nią gości zgodnie twierdziła, że koncerty są dla nich tylko dodatkiem. Z drugiej strony ci, którzy przyjeżdżają dla muzyki, często podkreślają swój dystans wobec specyficznego klimatu imprezy. – Spotkaliśmy dwumetrowego gościa przebranego za pirata, który z uporem maniaka powtarzał, że „brudstokiem” się brzydzi, a przyjechał zobaczyć na żywo Anthrax – opowiada Natalia.

Pęd, głód atrakcji, łapczywość na bycie w stu miejscach naraz, potrzebę swoistej inicjacji poprzez błotną kąpiel mają w sobie przeważnie woodstockowe pierwszaki. Ale to nie jest typowy dla tej imprezy styl. Przyjeżdża się tam przede wszystkim dla bycia razem. W poszukiwaniu wspólnoty, której na co dzień brakuje. Piotr, wódz wioski toruńskiej, codziennie praktykował POP, czyli powolny obchód pola. Nie było go kilka godzin, bo co rusz natykał się na znajomych. – Szwendanie się po polu, niedzianie się, a nawet nuda – to esencja Woodstocku. Moi badani źle wspominali edycję z Prodigy w roli głównej. Ściągnęły tłumy, które interesował tylko koncert, a nie Przystanek. Zepsuły klimat – relacjonuje Natalia.

Nie ma „lepszych” i „gorszych”

Charakterystyczne dla Woodstocku luzackie podejście do udziału w atrakcjach bierze się stąd, że to impreza darmowa. – Nie jest tak jak na biletowanych festiwalach, że płacisz pięć stów za karnet i z obłędem w oczach biegasz z koncertu na koncert. Byle mieć poczucie, że dobrze wydałeś pieniądze – opowiada Natalia. Prof. Szlendak mówi, że w przypadku komercyjnych festiwali daje się zauważyć tzw. efekt Amelii – film Jeana Jeuneta niezwykle się widzom podobał, ale nie potrafili powiedzieć dlaczego. – Na imprezach muzycznych to dzieje się przez nadmiar wydarzeń, ich symultaniczność. A Woodstock wbija się w pamięć, bo wspomina się go przez pryzmat innych ludzi obecnych na polu. Zwłaszcza że te kontakty żyją pomiędzy kolejnymi edycjami Przystanku.

Z faktu, że Owsiak zaprasza wszystkich i za darmo, wynika jeszcze jeden szczegół, który odróżnia Woodstock od innych wielkich wydarzeń muzycznych: pieniądze nie dzielą, nie ma „lepszych”, których stać na udział w imprezie, i „gorszych”, wykluczonych – zauważa prof. Szlendak. Goście Woodstocku często podkreślają, że programowo nie uczestniczą w płatnych festiwalach, bo w ten sposób manifestują swój sprzeciw wobec przeliczaniu wszystkiego na pieniądze, a atakującą zza winkla reklamę traktują podejrzliwie.

Zresztą Przystanek też nie oparł się komercjalizacji – od paru lat przenośny supermarket rozkłada tu znana sieć dyskontowa, wirusowym marketingiem zaraża operator komórkowy, pączkują stoiska z gadżetami. Prof. Kurzępa mówi, że trudno dociec, czy to była inicjatywa organizatorów, czy wyjście naprzeciw potrzebom woodstockowiczów. – W każdym razie zetknąłem się z zawiedzionymi, że Woodstock jako azyl od komercji nie przetrwał. To z pewnością odbija się na spontaniczności imprezy – dodaje.

Buntowi przeciw kultowi pieniądza nie towarzyszy jednak antysystemowość przyjezdnych. Z badań prof. Szlendaka wynika, że są oboksystemowi – polityka ich nie interesuje, co zresztą regularnie potwierdza się podczas wyborów, kiedy pokolenie 18–25 jest uśpione. Jacek Kurzępa dodaje, że gdy do ankiet próbował przemycić pytania polityczne, otrzymywał odpowiedzi upstrzone bluzgami, a zahaczanie w przeprowadzanych na potrzeby badań rozmowach o Tuska bądź Kaczyńskiego z miejsca usztywniało rozmówcę albo powodowało, że odwracał się na pięcie. Więc dla dobra badań lepiej było kwestie polityczne odpuścić. – Zapraszanie przez Owsiaka polityków do udziału w Akademii Sztuk Przepięknych części ankietowanych się nie podoba. Woodstockowa młodzież tego nie oczekuje, nie chce być urabiana. Stąd też widoczna zmiana stosunku do Jurka. W pierwszych dziesięciu latach to on był dla wielu magnesem, charyzmatycznym liderem. Teraz jest traktowany bardziej jak instytucja – uważa Kurzępa.

Natalia dodaje, że wioska toruńska nie paliła się do udziału w Akademii Sztuk Przepięknych. – Parę osób poszło na Kubę Wojewódzkiego, mimo że mieli do niego negatywny stosunek. Politycy ich nie interesowali, ale podobała im się dialogowa formuła ASP i mieli pewne uznanie dla tych, którzy usiedli na scenie i nie bali się trudnych pytań.

Wyżyć się i wyszaleć

Czy Woodstock to stan umysłu? Brzmi uwodzicielsko – uśmiecha się prof. Kurzępa, aż by się chciało dorobić do tego pewną ideologię. Ale jego doświadczenia są smutne – ci, którzy wyjeżdżają z Przystanku zarażeni optymizmem, kreatywnością, chęcią zdziałania czegoś w swojej małej społeczności, zderzają się z prozą życia. I piszą potem w ankietach: u mnie funkcjonariusz publiczny powie „nie da się”. Albo: hipokryzja i obłuda w mojej mieścinie jest tak wielka, że uciekam w środku lata do Kostrzyna, by poczuć, że można inaczej.

Czy można mówić o pokoleniu Woodstock? Natalia sugeruje, że termin pokolenie jest wymagający, bo zakłada dokonanie przez zidentyfikowanych jako owo pokolenie pozytywnej rewolucji. A oni po prostu chcą się dobrze zabawić, odprężyć. Reset – to słowo często powraca w odniesieniu do Woodstocku. Prof. Szlendak dodaje też, by nie rozpływać się nad wspólnotą, którą tworzą przyjezdni. – Bo ona powstaje za pomocą łatwych socjotechnicznych narzędzi, jak wspólne zamieszkiwanie pola, udział w koncertach oraz w rytuałach, czyli kąpieli w błocie i bitwie na butelki.

Natalia w tym roku chciałaby wrócić na Przystanek, ale już bez zleconej odgórnie misji. Żeby się wyżyć, wyszaleć, zatracić w tamtejszej kolorowości. Bo w tym polski Woodstock jest niezrównany.

Polityka 31.2014 (2969) z dnia 29.07.2014; Ludzie i Style; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Przystanek Reset"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną