Na Oceanie Arktycznym u wybrzeży Spitsbergenu statek badawczy „Oceania” spędza ok. 70 dni w roku. Przez ten czas naukowcy zbierają próbki wody i planktonu w 200 wyznaczonych na mapie stacjach pomiarowych, a potem schodzą na ląd, żeby kupić w sklepie to, o czym przez ten czas najsilniej myśleli: awokado, hamburgera albo sałatkę z buraków. W tej szerokości geograficznej jest teraz dzień polarny, więc badania robi się przez całą dobę. Rejs ma kilka etapów, a głównym celem części oceanicznej jest badanie struktury i dynamiki morza.
– „Oceania” zadebiutowała spektakularnie – Jacek Więckowski, nadzorujący budowę statku w latach 80., czyta gazetę na swoim wysiedzianym pomarańczowym fotelu w maszynowni. – Jej pierwszy rejs przypadł akurat na 12 kwietnia 1986 r. i wszystkie instrumenty zwariowały przez ten wybuch w Czarnobylu. Uważa, że stocznia wyspawała statek perfekcyjnie. Kadłub budowali w krytej hali najlepsi fachowcy, to rękodzieło najwyższej klasy. „Oceanię” zaprojektował Zygmunt Charoń – najsłynniejszy polski konstruktor żaglowców (m.in. „Daru Młodzieży” i „Fryderyka Chopina”), ale jej kadłub nigdy nie wszedł do dalszej produkcji. Jest więc jedyna. Biało-niebieska, trójmasztowa, z ożaglowaniem skośnym. Ma moc 800 KM i rozwija prędkość 11–12 węzłów. Rejs jest zaplanowany niemal co do godziny.
270 dni poza lądem
Na tych niespełna 50 m długości i 9 m szerokości 13-osobowa załoga spędza większą część roku. – Ten rejs trwa ponad dwa miesiące, ale resztę roku „Oceania” spędza na Bałtyku. Na morzu jesteśmy w sumie 270 dni – Roman Grzybowski zaczął tu pracę w 1991 r.