Szyk nie z tego świata
Dla tych, co zostają, widok bliskiego po śmierci jest ważny. Jak się robi makijaż do trumny?
W 1920 r. na Sycylii umarła dwuletnia Rosalia Lombardo. Ojciec poprosił sławnego balsamistę Alfreda Salafiiego, żeby zakonserwował ciało dziewczynki. Do dziś śliczne dziecko w szklanej trumnie wygląda jakby spało. Salafii zastąpił krew dziewczynki mieszanką formaliny, alkoholu, gliceryny, kwasu salicylowego i soli cynku, co ustalono dopiero po śmierci balsamisty, trzymającego recepturę w tajemnicy.
Konserwacja zwłok polega z grubsza na tej samej zasadzie. Joanna Gwiazda-Weczera, balsamistka z Czeladzi, tłoczy w żyły zmarłej osoby mieszaninę na bazie formaldehydu sprawiającą, że tkanki się utleniają, odparowują, rozpadają, a ciało wysycha. Niektóre linie lotnicze przewożące zwłoki wymagają zaświadczeń, że zostały one poddane balsamacji. Stosuje się ją także przed wystawieniem ciała na widok publiczny. W wielu krajach to wymagany rutynowy zabieg sanitarny.
Po balsamacji zmarły może leżeć wiele miesięcy bez oznak rozkładu, zabezpieczony przed bakteriami, grzybami i wyciekami. Personel zakładu pogrzebowego i rodzina może go dotykać bez obawy.
Coraz częściej balsamację zamawiają rodziny, które muszą poczekać z pogrzebem, np. na przyjazd daleko zamieszkałych krewnych. Albo dlatego, że chcą zapamiętać twarz bliskiego bez oznak cierpienia i strachu – jak w spokojnym śnie. Balsamacja usuwa z twarzy bolesne dla rodziny grymasy i przywraca ciału naturalny koloryt. Większość osób chce się pożegnać po raz ostatni z bliską osobą, zwłaszcza jeśli jest to zmarłe dziecko.
Cienie w kolorze ziemi
Joanna jest z pierwszego zawodu kosmetyczką. Po maturze skończyła dwuletnią szkołę. Ale jeszcze w liceum, kiedy nauczycielka pytała uczniów, co chcieliby robić w dorosłym życiu, Joanna powiedziała: chcę malować zmarłych. Konsternacja. Malować trupy?