Motywacja! Jak ją odnaleźć, mając za sobą sezon idealny, zwieńczony podwójnym olimpijskim złotem oraz zwycięstwem w Pucharze Świata, a w sferze mentalnej – ostatecznym uwolnieniem się od cienia Adama Małysza? Kamil Stoch cierpliwie znosi pytania o to, czy jest w stanie rozpalić w sobie nowy ogień. Trochę się obrusza na sugestie, że już mu się nie chce, że się nasycił. I wymienia cele, których jeszcze nie sięgnął: Turniej Czterech Skoczni, mistrzostwo świata w lotach, mistrzostwo świata z drużyną. W rodzinnym Zębie, obok Zakopanego, buduje dom swoich marzeń, więc premie za zwycięstwa są bardzo wskazane.
Żadnych wątpliwości w kwestii motywacji Kamila nie ma prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. Gdy widzieli się ostatnio przed kilkunastoma dniami, prezes odczuł, że mistrz niczego nie stracił z aury człowieka pewnego swojej klasy i umiejętności. – Nie buja w obłokach, nie ma parcia na szkło, nie rozmienia się na drobne. Osobowość w każdym calu – chwali Kamila. To ta sama pewność siebie, którą emanuje trener Łukasz Kruczek. W poprzednim sezonie trąciła nawet pewną bezczelnością – przed igrzyskami w Soczi z polskiego obozu poszedł przeciek, że Kruczek i spółka wynaleźli cudowny patent w wiązaniach. W rzeczywistości ta nowinka była drobiazgiem bez praktycznego znaczenia. Ale rywale gubili się w domysłach – szpiegowali, nie zdając sobie sprawy, że to próżny trud. – To, że wtedy blefowali, nie znaczy jednak, że nie eksperymentują. Wręcz przeciwnie, chyba nie ma drugiej ekipy tak otwartej na nowości. Są rzutcy, ofensywni, niczego nie zostawiają przypadkowi – zauważa prezes Tajner.
Sława i chwała
Kruczek, człowiek skrupulatny, rzeczowy, oddaje się pracy z religijną żarliwością.