Przychodzą na wiele godzin przed otwarciem, czasem całą dobę wcześniej. Tylko wtedy mają gwarancję, że zdobędą za pół ceny wymarzony telewizor z płaskim 50-calowym ekranem, najnowszą wersję iPada, laptopa Samsung lub cyfrowego fotoaparatu Canon. Liczba doorbusters, czyli okazyjnych ofert, jest ograniczona.
Pod koniec listopada temperatura spadła prawie do zera, więc przynoszą koce oraz śpiwory i otuleni nimi koczują na składanych krzesełkach albo betonowych chodnikach przed wielkimi domami towarowymi, popijając gorącą kawę z kartonowych kubków. Dziewczyny przynoszą kanapki. Leniwi i rozpieszczeni, którym nie chce się marznąć, wynajmują staczy kolejkowych po 22 dol. za godzinę. Można ich znaleźć w internecie, niektórzy założyli nawet firmy wyspecjalizowane w staniu i rozdają biznesowe wizytówki.
Kiedy supermarkety się otworzą, zacznie się Czarny Piątek, Black Friday. Choć coraz częściej ten piątek zaczyna się jeszcze w czwartek.
Nazajutrz po Święcie Dziękczynienia
Nie, nie chodzi o czarny piątek w październiku 1929 r., gdy krach na giełdzie uruchomił lawinę Wielkiego Kryzysu. Chodzi o piątek nazajutrz po Święcie Dziękczynienia, czyli Thanksgiving, tradycyjnie obchodzonym w ostatni czwartek listopada. Następnego dnia sklepy, szczególnie wielkie domy towarowe, od około półwiecza wykładają na półki najatrakcyjniejsze towary po rekordowych przecenach. I zaczyna się już tradycyjna jatka.
Po otwarciu drzwi ludzie rzucają się do stoisk biegiem, rozpychając się i przewracając słabszych. Pękają szyby i puszczają wyważane z zawiasów drzwi. W 2008 r. w Walmarcie w małym miasteczku w stanie New York tłum stratował na śmierć pracownika sklepu. W tym roku dwie kobiety pobiły się o lalkę Barbie. W jednym z supermarketów mężczyzna uderzył interweniującego policjanta.