Namiętny namysł nad żeńskimi krągłościami trwa w Ameryce od września. Gdy miesięcznik „Vogue”, żonglując przykładami, ogłosił, że w masowej kulturze „nastała era dużych pup”, następnego dnia jego redakcję zalała fala krytyki: „Niedługo okaże się, że Bill Clinton był pierwszym czarnoskórym prezydentem USA”. Zdjęcia celebrytki Kim Kardashian w głośnej sesji dla magazynu „Paper”, stylizowane na kontrowersyjne ujęcia z portfolio Jeana-Paula Goude’a, podsyciły nieoczekiwaną dyskusję, której przedmiotem jest nie tylko ideał damskiej urody, ale i stereotypy rasowe sięgające czasów Krzysztofa Kolumba. Jeszcze 100 lat temu uznano by te fotografie za wulgarną karykaturę przypadłości dotykających czasem afrykańskie kobiety.
Kim odkryła Amerykę?
Z tym definiowanym na nowo, dominującym ideałem kobiecego piękna faktycznie coś jest na rzeczy. Idolki globalnej popkultury, o których wspomina m.in. „Vogue”, na zdjęciach i w teledyskach „nadeksponują” tę część ciała, której znaczące rozmiary bywały kiedyś przyczyną żeńskich kompleksów. Jennifer Lopez i Iggy Azalea podbiły amerykańską listę przebojów z utworem „Booty”, którego tytuł – po polsku „zadek” – mówi wszystko. W USA gwiazdą pierwszej wielkości jest raperka Nicki Minaj, która ze swojego „booty” (tyłka) uczyniła atrybut ważniejszy niż głos. Zupełnie niepodobna do rachitycznych modelek jest Beyoncé i jeszcze bardziej odróżnia się od nich Kim Kardashian. W społecznościowym serwisie Instagram jednym z najpopularniejszych selfie, czyli fotografii wykonanych telefonem komórkowym „z ręki”, są te, na których widać prężące się, wymownie wypięte pośladki (często sprzężone z ustami w słynny kaczy dzióbek).