Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Para w gwizdek

Nowość od Apple: inteligentny zegarek Apple Watch. Jest się czym ekscytować?

„Sprytny” niby-zegarek Apple Watch okazał się dokładnie tym, czego się obawialiśmy – kopią rozwiązań znanych ze smartwatchów konkurencji. Objawień nam poskąpiono.
.Apple/mat. pr..

Od dawna jest też oczywiste, że nikt dotąd nie wymyślił na tym polu nic na tyle atrakcyjnego i unikalnego, by uzasadnić zakup niby-zegarka z powodów innych niż ekscytacja nowinkami technologicznymi lub potrzeba imponowania. Smartwache powielają dziś funkcje albo smartfonów, na przykład wyświetlając treść SMS-ów czy temperaturę, albo opasek monitorujących aktywność fizyczną: liczbę kroków, pracę serca itd. Nie oferują nic, co usprawiedliwiałoby kolejny wydatek i uciążliwość, jaką jest konieczność ładowania codziennie ich akumulatorów.

Apple Watch miał to zmienić. Miał ustawić konkurencję w szeregu, objawiając, jaki jest prawdziwy sens tego typu urządzeń. Tim Cook, szef Apple’a, miał odwagę powiedzieć wręcz wprost: „Dzięki Apple Watchowi zmienimy sposób, w jaki żyją dziś ludzie”. Gdy opadł kurz, okazało się, że nie ma się czym ekscytować.

.Apple/mat. pr..

Trudno nawet mówić o rozczarowaniu, bo ten wątły pisk udający ryk lwa był do przewidzenia. Dziś mógłbym o słabościach Apple Watcha napisać dokładnie to samo, co przewidywałem w felietonie dla „Gazety Wyborczej” już ponad miesiąc temu. Że dyskomfort związany z krótką pracą na baterii – Apple deklaruje 18 godzin – i koniecznością pamiętania o podłączeniu do ładowarki co wieczór nie znajduje godziwej rekompensaty w zaletach urządzenia. Klniemy z powodu mało wydajnej baterii na smartfony, ale te przynajmniej coś ważnego nam dają w zamian: służą za osobiste terminale internetowe. A co takiego, wartego wydanych pieniędzy i przeżywanych stresów („Bateria padnie podczas biegania czy wytrzyma do wieczora? Czy przypadkiem nie zapomniałem wziąć w podróż ładowarki?”), oferuje Apple Watch?

Reklama