Ziarno i owoc rewolucji
50 lat temu zmarł Le Corbusier, projektant słynnych bloków z wielkiej płyty. I nie tylko
Jedno nie ulega wątpliwości. Trudno by odnaleźć w historii architektury i urbanistyki ostatnich kilku stuleci bardziej wpływowego projektanta. Ba, trudno by znaleźć na świecie miasto, w którym nie pozostałby do dziś choć ślad jego idei. Budynek lub osiedle.
Le Corbusier absolutnie zdominował myślenie o mieście w XX wieku. Od pierwszych projektów i teoretycznych rozważań z lat 20. po śmierć (utopił się podczas kąpieli w Morzu Śródziemnym) – w 1965 roku. Ba, jego idee wyraźnie go przeżyły. Można założyć, że w Polsce pogrzebano je ostatecznie dopiero około 1989 roku. „Zrozumienie jego dzieła jest nieodzowne do zrozumienia architektury nowoczesnej” – pisał Patrick Nuttgens w „Dziejach architektury”.
Gdyby się Le Corbusier nie narodził, pewnie znalazłby się na jego miejsce ktoś inny (choć czy aż tak charyzmatyczny?). Był on w końcu nieodrodnym dzieckiem swej epoki. Maszyn, odrzucania przeszłości i patrzenia w przyszłość. Ale też racjonalności, masowej produkcji, efektywności. Niewiary w spontaniczność i wiary w planowanie. Pogardy dla tradycji.
Te nowoczesne „reguły gry” przeniósł twórczo do architektury i urbanistyki. Najpierw w swych słynnych „pięciu punktach nowej architektury”, następnie w tzw. Modulorze, czyli proporcjach architektonicznych łączących dwa parametry: ludzką sylwetkę i „złoty podział”. A w końcu w niezliczonych opracowaniach teoretycznych i realizacjach. Był heroldem postępu, który miał miejsce wszędzie wokół. Stąd zarzut, że Le Corbusier zniszczył miasta jest równie niepoważny jak zarzut, że masowy przemysł zniszczył cyzelowane rzemiosło, a samolot zabił radość niespiesznego podróżowania koleją. Po prostu reprezentował epokę.
Według idei głoszonych przez Le Corbusiera powstały na świecie tysiące miast, dzielnic, osiedli, domów.