Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

„Playboy” ubrany

Z „Playboya” znikną roznegliżowane panie

mat. pr.
Czy to oznacza koniec magazynu? Niekoniecznie… Tak po prawdzie playboyowa golizna nikomu już nie była potrzebna.

Z „Playboya” znikają roznegliżowane panie. Niby i tak rzadko po ten magazyn sięgałem, ale przez chwilę poczułem lęk, gniew i rozżalenie. Tę przedziwną mieszankę uczuć, której doświadczają wszyscy świadkowie końca epoki. Nic to, że nagich pań mam nadpodaż w internecie i mogę je podglądać o każdej porze dnia i nocy, bez narażania się na karcące spojrzenie prowadzącej osiedlowy kiosk Pani Sąsiadki – golizna z „Playboya”, nawet jeśli w 2015 roku zupełnie bezużyteczna, była jednym z kulturowych punktów zaczepienia dla mężczyzn urodzonych w XX wieku w kręgu kultury zachodniej. Kiedy James Bond wskoczy w szorty i przesiądzie się na ekologiczny rower, będę równie zaniepokojony, choć sam ciągle nie wyrosłem z krótkich spodni i lubię jeździć na rowerze.

Tak po prawdzie playboyowa golizna nikomu już nie była potrzebna. No, może poza rozbieranymi i tymi, co rozbierali. Wystarczy jednak wspomnieć, że jeszcze w latach 90. wszyscy dyskutowaliśmy o tym, kto pojawił się na okładce „Playboya”, czy dobrze, aby wyszła, ile pokazała i ile musieli jej za to zapłacić. Konia z rzędem temu, kto potrafiłby przypomnieć sobie nazwisko którejś z bohaterek okładki magazynu z ostatniego roku. Pięciu lat? Dekady? Gdzie się podziały skuszone „Playboyowym” blichtrem celebrytki?

Nie sądzę, by dzisiaj były bardziej pruderyjne od swoich starszych o pokolenie koleżanek – bo pokazują to samo na znacznie gorzej wyglądających, bo często udających amatorskie, zdjęciach w prasie plotkarskiej. Chodzi raczej o to, że coraz trudniej traktować poważnie czy choćby akceptować styl życia lansowany przez „Playboya” i – to już szczególnie – rolę, jaką przewiduje się w nim dla kobiety.

Reklama