We Wrocławskim Muzeum Narodowym trwa wystawa „Krzesła, zydle, fotele. Krótka historia mebli do siedzenia”. Narracja jest rzeczywiście dość skrótowa, bo opowiedziana za pomocą kilkudziesięciu zaledwie mebli. Ale i to wystarczy, by uzmysłowić sobie, jak bardzo i od zawsze nie tylko punkt widzenia zależał od punktu siedzenia, ale i na odwrót.
Taboret, zydel, stołek, karło, puf, ława, leżak, berżera, fotel, szezlong, chauffeuse, krzesło szkieletowe i skrzyniowe. Listę można mnożyć. A przecież są jeszcze siedziska, rzec by można, specjalistyczne: tron, ławka szkolna, lektyka, siodło czy nawet krzesło elektryczne. Od kiedy człowiek pojawił się na ziemi, biegał, kucał, leżał, ale też siedział. Najstarsze zachowane przedstawienia pokazują, że już w epoce neolitu twórczo adaptowano kamienie i drewno, by stworzyć sobie wygodne siedzisko. Osobliwe w kulturze basenu Morza Śródziemnego, bo cywilizacje bardziej dla nas egzotyczne – od Dalekiego Wschodu począwszy, a na Afryce skończywszy – lepiej rozwinęły tradycję siedzenia na ziemi (podłodze).
Symbol urzędu i godności
Język nie kłamie. Jeden z najgłośniejszych seriali ostatnich lat nosi tytuł „Gra o tron” – nie o koronę czy berło. W języku potocznym mówimy o obejmowaniu fotela prezesa lub fotela ministra, a nie biurka czy gabinetu. Bo właśnie miejsce zasiadania było przez wiele stuleci, a nawet tysiącleci, głównym symbolem władzy. Wyróżnikiem pozycji społecznej, oznaką prestiżu. Najważniejszym symbolem urzędu i godności. Trudno sobie wyobrazić wizerunek faraona inny niż siedzący. Królowie rozpierali się wygodnie na tronach, czasami, ci miłościwi, rezerwując miejsce obok dla żony.