W latach 60. XX w. wszedł do czołówki solistów polskiego baletu. Tańczył na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie i w telewizyjnych programach rozrywkowych. W tramwajach plotkowano o jego występach z Krystyną Mazurówną. Jak sama wyznała, łączyło ich wiele: praca, przyjaźń i słabość do rosłych, przystojnych brunetów. Jan Berski o scenicznych kreacjach Wilka pisał, że są właściwie poza techniką i samoistnie przekraczają barierę dzielącą sztukę od rzemiosła, a „pas baletowe w jego tańcu przestają być systemem jakiejś określonej konwencji, ale są wyrazem treści i emocji wynikającej z akcji tańca”. Dla artysty baletu nie mogło być większych słów uznania. A jednak latem 1970 r. wyjechał z Polski. „Sukces to słowo relatywne. Ja tego nigdy nie czułem i ciągle mam takie wrażenie, że w życiu nic nie zrobiłem. Przeszłością nie żyję. W moim życiu było już tak kilkakrotnie, że zamiast siedzieć na wyżynach, być zachwyconym i widzieć, że dalej nie można, to ja zmieniałem i zaczynałem od początku” – wyznał, kilka miesięcy przed śmiercią, w filmie „Gerard Wilk. Kilka razy zaczynałem od zera”.
W tajemnicy przed rodzicami
Urodził się 12 stycznia 1944 r. w niemieckich Gliwicach (Gleiwitz). Stąd też w akcie urodzenia Gerarda rodzice występują jeszcze jako Johan i Hedwig. Po wojnie używać już będą imion Jan i Jadwiga. W czasie wojny ojciec Gerarda został wcielony do armii niemieckiej. Karą za służbę w Wehrmachcie było zesłanie na Syberię. Do Polski wrócił w 1949 r. Pracował w zakładach mięsnych. Matka, przed wojną kelnerka, wychowywała synów: Gerarda oraz starszego o cztery lata Jana.
Do szkoły baletowej Gedi – bo tak go nazywano w domu – trafił poniekąd przez przypadek.