Kiedy dekadę temu do europejskich sklepów trafiły perfumy Eau de Stilton o zapachu niebieskiego sera pleśniowego Stilton, a siedem lat później buraczkowe, pasternakowe i pomidorowe jogurty Blue Hill, wydawało się, że współczesnego konsumenta nic nie jest już w stanie zaskoczyć. Tym bardziej że odkąd na początku ubiegłego wieku brytyjski kucharz Heston Blumenthal poczęstował gości restauracji The Fat Duck sufletem z białej czekolady i kawioru, otwarta na foodpairing współczesna gastronomia zaczęła odważniej szukać nowych smakowych wrażeń. Znalazła je w alkoholach nowej generacji – piwach z browarów rzemieślniczych, restauracyjnych, kontraktowych i winach naturalnych, a wreszcie w koktajlach rzemieślniczych (craft cocktails).
Autorskie, nietypowe, często powstające w laboratoriach receptury, organiczne produkty z ekologicznych upraw i powrót do składników retro – to wszystko idealnie wpisuje się w popularny w ostatnich latach na świecie trend DIY (od: do it yourself – zrób to sam, obejmujący projekty własnoręcznie wykonane i często spersonalizowane). Efekty tych eksperymentów pachną hipsterką na kilometr, nie znaczy to jednak, że są czymś nowym.
Dziś w najmodniejszych barach Warszawy, Krakowa, Gdańska czy Wrocławia próżno szukać popularnych jeszcze kilka lat temu drinków o wdzięcznych nazwach Orgazm pod Palmą i Seks na Plaży, z malibu i pińa coladą w rolach głównych. Polskie koktajlbary szybko doganiają te z Berlina, Londynu, Tokio i Nowego Jorku, gdzie od lat zaskoczeniem nie są koktajle na bazie pikantnej tequili ozdobione chrupiącym bekonem (berliński bar Stagger Lee) czy pszenicznej wódki z dodatkiem m.in. kawy, karczocha i kolendry (londyński Artesian). W działającym od roku w Warszawie Domu Wódki na bazie tradycyjnych polskich miodów pitnych i nalewek oraz około 400 rodzajów wódki z całego świata powstają takie koktajle, jak Burak Inaczej ze świeżego soku z buraka z nalewką wiśniową, likierem czekoladowym i dodatkiem świeżej mięty.