Ken Ham, 65-letni Australijczyk, mógłby spokojnie posłużyć się parafrazą słynnej wypowiedzi Ryszarda Ochódzkiego, prezesa klubu sportowego Tęcza z filmu „Miś”: „Po co jest ten statek? On odpowiada żywotnym potrzebom części naszego społeczeństwa. To jest statek na skalę naszych możliwości. Co my robimy tym statkiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo”.
O jaki statek chodzi? Bynajmniej nie o pływający po morzach i oceanach świata. Bo ten stoi w środku lądu, na obrzeżach niewielkiego miasteczka (niecałe 4 tys. mieszkańców) Williamstown w stanie Kentucky w USA. I nigdy nie wypłynie, bo nie takie ma zadanie. Wsparty na kilkudziesięciu betonowych podporach jest wykonanym z drewna modelem biblijnej arki Noego o gargantuicznych wymiarach: 155 m długości, 26 m szerokości i 25 m wysokości (kilkupiętrowy dom).
Ta wielka budowla ma pokazać niedowiarkom i wzmocnić ufność już wierzących, że Stary Testament się nie myli: Noe mógł zbudować statek, dzięki któremu uratował swoją rodzinę i wszystkie gatunki ówcześnie żyjących na Ziemi zwierząt przed niosącym zagładę biblijnym potopem (do którego rzekomo miało dojść w 2348 r. przed Chrystusem). Poza tym model arki Noego w skali jeden do jednego nie jest ostatnim słowem. To pierwsza, choć najważniejsza część czegoś, co można by określić jako chrześcijański (lub raczej biblijno-fundamentalistyczny) park „edukacji” noszący nazwę Ark Encounter (Spotkanie z Arką).
Jego otwarcie nastąpiło w trakcie mijających właśnie wakacji, a dokładnie 7 lipca.