Piątka z Tarantino
Piątka z Tarantino. Studniówkowe filmiki to już prawdziwy hit
Wysoki blondyn w trzyczęściowym garniturze jest spokojny, choć sytuacja wydaje się krytyczna. „Autor tego utworu mówi…” – zaczyna. „Autor nie mówi, bo nie żyje!” – przerywa zniecierpliwiony polonista. „A więc podmiot liryczny… Przepraszam, mogę odebrać telefon? Mama dzwoni”. Może. Wybiega więc z klasy. Analizę „Mieszkańców” Tuwima będzie musiał zaliczyć kiedy indziej. Telefon oznacza, że dziś nie jest już zwykłym uczniem, tylko agentem 07. A na ulicach Piotrkowa Trybunalskiego poleje się krew.
I leje się: krew chłopaków w studniówkowych garniturach i krew dziewczyn w skórzanych kurtkach, z karabinami maszynowymi. Są pościgi czerwonym tico, masakra w dyskotece, a wszystko po to, by zdobyć niepozorną teczkę z tajemniczą zawartością – dość powiedzieć, że wyciągnięte z niej dokumenty układają się w napis: MATURA. Według takiego scenariusza ze szkołą żegnali się uczniowie III F z Piotrkowa Trybunalskiego. I robią to podobnie jak tysiące maturzystów każdego roku, kontynuując tradycję tworzenia tzw. czołówek studniówkowych.
W poszukiwaniu ich korzeni należałoby się cofnąć do lat 90., magnetowidów w każdym domu i pierwszych łatwo dostępnych prywatnych nagrań wideo. Takich jak pamiątka z ukończenia szkoły średniej w postaci filmu z balu studniówkowego, poprzedzonego zwykle prostą prezentacją klasy. I chociaż przez lata sama koncepcja obrazu ze studniówki nie uległa większym zmianom (i nadal to, co godne zapamiętania, dzieje się przeważnie poza kadrem), to pomysł na czołówki znacznie ewoluował. Te krótkie nagrania, początkowo niewykraczające poza schemat „imię, nazwisko, machanie do kamery”, zaczęto opakowywać w coraz ciekawszą formę. A kiedy w 2005 r. powstał portal YouTube, prywatne produkcje, przeznaczone wcześniej głównie dla znajomych i wyrozumiałej rodziny, znalazły dla siebie miejsce w internecie.