Barbara Adamczewska
24 stycznia 2017
Świeże produkty z domowych miniogródków
Mody na ogrody
Jeśli chcemy mieć coś naprawdę świeżego – wyhodujmy to sami. Choćby w domowym ogródku na parapecie.
Przez wieki wypróbowywano w Europie wiele metod przedłużania świeżości warzyw i owoców, ale żadna nie była bez wad. Ani pokrywanie woskiem jabłek czy śliwek, ani przetrzymywanie winogron w chłodzie „lodowni” nie dawało dobrych wyników. Przesypywanie piaskiem w piwnicach warzyw i ziemniaków wymagało kilkakrotnego w czasie zimy i przedwiośnia odrzucenia nadpsutych, a pozostałe, późną zimą, nie miały już smaku świeżych. Wielu gatunków po prostu nie dawało się przechowywać przez dłuższy czas.
Przez wieki wypróbowywano w Europie wiele metod przedłużania świeżości warzyw i owoców, ale żadna nie była bez wad. Ani pokrywanie woskiem jabłek czy śliwek, ani przetrzymywanie winogron w chłodzie „lodowni” nie dawało dobrych wyników. Przesypywanie piaskiem w piwnicach warzyw i ziemniaków wymagało kilkakrotnego w czasie zimy i przedwiośnia odrzucenia nadpsutych, a pozostałe, późną zimą, nie miały już smaku świeżych. Wielu gatunków po prostu nie dawało się przechowywać przez dłuższy czas. Nawet w krajach cieplejszych niż Polska koniec wegetacji roślin oznaczał, że ludzie musieli zadowalać się smakołykami z zapasów – kiszonkami, suszonkami oraz konfiturami. Dopiero od początków XIX w. zaczęto konserwowanie metodą wynalezioną przez Nicolasa Apperta na potrzeby wojsk napoleońskich, polegającą na poddawaniu produktów działaniu wysokiej temperatury w szczelnie zamkniętych słojach i butlach. Dzięki temu wynalazkowi owoce i warzywa przypominały w smaku te świeże. Od najdalszej starożytności smakosze marzyli jednak o prawdziwej świeżości, o tym, aby sezonowość nie miała wpływu na ich menu, aby na przykład można zaspokoić w środku zimy apetyt na świeże ogórki. Ale dopiero koniec XVIII w. przyniósł techniczne możliwości stosunkowo dostępnego (tylko dla bogatych) pozyskiwania owoców, czasem nawet warzyw, przez cały rok. Potrzebne były przede wszystkim wielkie tafle szklane, drewniano-metalowe konstrukcje inżynierskie i umiejętność rozprowadzania ciepła. Bogate dwory królewskie i arystokraci w zachodniej Europie budowali cieplarnie, które zapewniały w niesprzyjającej porze roku miejsce relaksu wśród zieleni drzew pomarańczowych czy winorośli. Moda ta dotarła również do Polski i dziś jeszcze możemy podziwiać misterne budowle, oranżerie przy dworach i pałacach, np. w warszawskich Łazienkach czy w Arkadii. Jeszcze w tym samym wieku kosztowna uprawa owoców i warzyw w cieplarni zaczęła tracić sens: pod koniec stulecia przywożono już statkami z ciepłych krajów sporo owoców dla urozmaicenia bogatszych stołów. Zaczęły jednak powstawać na wielką skalę szklarnie i cieplarnie przemysłowe. Dzięki nim i dzięki importowi mamy przez cały rok na stołach właściwie wszystko, co w sposób naturalny przynoszą tylko ciepłe miesiące wiosny i lata. Choć wielu dietetyków twierdzi, że powinniśmy jadać tylko produkty miejscowe, nie słuchamy ich, zajadając się bananami z Ameryki Południowej czy winogronami z Afryki Południowej. Ale ludzie najwyraźniej kochają ogrodnictwo. Od początku obecnego wieku zapanowała moda na społeczne ogródki. Pojawiają się w wielu dużych miastach świata, również w Polsce, gdzie tradycyjne ogródki działkowe najlepszy czas mają już raczej za sobą. Zanim jednak ci, którzy marzą o grządce, zdecydują się wraz z innymi zagospodarować kawałek zaniedbanego skweru, podwórko wśród bloków, kącik parku albo jakiekolwiek wolne miejsce, zacznijmy jeszcze teraz, zimą, od domowego miniogródka – ustawionej na parapecie skrzynki lub szerokiej doniczki z zestawem ziół. To także bardzo modne. Nie trzeba ani wiele miejsca, ani specjalnych nakładów, a intensywna zieleń i plony są od razu. Przywykliśmy już używać zdrowych zielonych dodatków do potraw zimnych, gorących, sałatek, a nawet parzyć je jak herbatę (np. miętę i słodką stewię). Ogromny wybór doniczkowych ziół można kupić w sklepach spożywczych, ogrodniczych, kwiaciarniach i supermarketach. To właściwie „jednorazówki”, po ścięciu gałązek korzonki wyrzucamy. Jednak jeśli kupione dość wątłe rośliny wsadzi się do donicy z ziemią, odwdzięczą się, mężniejąc niemal w oczach i puszczając wciąż nowe pędy i listki. Przesadzone do zwykłej ziemi, takiej jaką stosuje się do kwiatów, podlewane w miarę, będą rosły długo i z
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.