Spora część ofert rozrywkowych planowanych na majowy długi weekend kryje się pod hasłem „Majówka w mieście”. Kusi Kraków, Ciechocinek, Gdańsk, Kielce z „największą Majówką w Polsce”, ale też Warszawa z multimedialnym pokazem fontann, koncertami, nadwiślańską plażą. Jeszcze nie tak dawno najbardziej wyrazistym znakiem gremialnego bytowania w plenerze w celach rekreacyjno-rozrywkowych był unoszący się nad przedmieściami i ogródkami działkowymi dym z grillowisk. Na początku tej dekady socjologowie ujawnili, że spośród zmian gospodarczych i obyczajowych, jakie nastąpiły we współczesnej Polsce, ankietowani rodacy za najważniejszą uznali modę na grillowanie. Jednak w ostatnich latach model „zrób to sam” coraz częściej musi rywalizować z ofertą profesjonalnie zagospodarowującą nasz czas wolny.
W samym centrum tej oferty lokuje się festyn. Czyli – jak podają Andrzej Markowski i Radosław Pawelec, autorzy „Nowego słownika wyrazów obcych i trudnych” – „zabawa lub uroczystość pod gołym niebem, zwykle z okazji jakiegoś święta, jubileuszu, ważnego wydarzenia”. Rzecz miewa całkiem szlachetne oblicze. Kiedyś byłoby to trudno wyobrażalne, ale dziś nie ulega wątpliwości: festyn nie jest już tylko praktyką kulturową charakterystyczną dla małych miejscowości tudzież synonimem gminnego święta, bo stał się zjawiskiem powszechnym. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest komercjalizacja kultury.
Sponsor festynu (czyli de facto reklamodawca, wykorzystujący wspomagane przez siebie finansowo wydarzenie jako okazję marketingową) płaci, żądając w zamian, by organizator zapewnił atrakcje zdolne przyciągnąć jak największą publiczność. Dlatego w tzw. części artystycznej nie może zabraknąć gwiazdy znanej z mediów, a jeszcze lepiej, jeśli konferansjerkę poprowadzi pan lub pani z telewizji.